Kto rzucił się z nożem na psa?

Opublikowano:
Autor:

Kto rzucił się z nożem na psa? - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Artykuł opublikowany w numerze 02/2017 Życia Gostynia

- Nie wiem, kto tak brutalnie mógł potraktować psa? To jest okaleczenie, znęcanie się. A zwierzę nie powie, że boli, nie zaprowadzi tam, gdzie to się stało - mówi właścicielka Gapy - kundla, który został bestialsko wykastrowany. Jak twierdzi weterynarz - przez gospodarza, który wcześniej wycinał narządy prosiakom, bez znieczulenia. Pies przeżył, najprawdopodobniej dzięki przymrozkom. Dochodzi do zdrowia.

Gapa to znajda, mieszka z właścicielami od 6 lat, odkąd tylko wprowadzili się do Daleszyna. Został zaczipowany, jest szczepiony. - Przyszedł do nas jako szczeniak, z innym psem. Prawdopodobnie było to rodzeństwo. I zostali. 4 lata te psy były razem. Duży uciekł i już nie wrócił. A ten mieszka z nami - opowiada właścicielka zwierzaka. Gapa w ciągu dnia cały czas przebywa w kojcu, ale kiedy właściciele wracają z pracy, wypuszczają go na ogród. Jest żywiołowy, biega dookoła domu. Mieszkanka Daleszyna przyznaje, że zdarza mu się uciekać poza ogrodzenie. Najczęściej dzieje się tak w okresie, kiedy suki mają cieczkę. - Wykopuje dziury pod płotem. Zawsze, kiedy wybiegał, po kilku godzinach wracał. Tym razem uciekł w drugie święto Bożego Narodzenia. Nie było go dwa dni i jedną noc - wyjaśnia właścicielka Gapy. Kiedy pies wrócił, nie wszedł do swojego kojca. Usiadł pod ławką, która znajduje się koło domu i tam leżał. Nie chciał jeść, było ospały, osowiały. Właściciele ucieszyli się, że się odnalazł i sądząc, że jest zmęczony po wizycie u „ukochanej”, zamknęli go w kojcu. - Nie zauważyliśmy od razu, że ktoś zrobił mu coś złego - przyznają dzisiaj. - Gdyby to był domowy pies, to zauważyłabym, że wylizuje się, że nie wszystko jest w porządku. On cierpiał. Widziałam, że był dziwny - nie chciał biegać, kiedy wyszedł z kojca. Dopiero w Sylwestra zauważyłam, że wciąż się wylizuje między nogami, w okolicach narządów, nie dał się tam dotknąć. Kiedy przyjrzeliśmy się dokładniej, mąż stwierdził, że ktoś chciał go bestialsko wykastrował. Pojechaliśmy do weterynarza. Stwierdził, że mamy szczęście, iż zwierzak się nie wykrwawił, chociaż te miejsca, gdzie rosną narządy płciowe, są bardzo dobrze ukrwione. Zadziałał też przymrozek, może pies gdzieś przeleżał, na ziemi, co mogło zatamować cieknąca krew - dodaje właścicielka psa. Ma nadzieję, że pies wyzdrowieje. Coraz lepiej się czuje. Obecnie śpi w kotłowni, nie chce wychodzić na dwór. - Nie zrobilibyśmy tego swojemu psu. Nigdy nie byłam za tym, aby kastrować psy. Według mnie, to jest okaleczanie. Nie mam pojęcia, kogo było stać na takie okrucieństwo? - zastanawia się mieszkanka Daleszyna.

Było z psem kiepsko

Weterynarz, do którego trafił Gapa w Sylwestra wyjaśnia, że zwierzak miał infekcję i gorączką. Nie było z nim dobrze. - Aż dziwiłem się, że przeżył po takim „zabiegu”. Teoretycznie było spore zagrożenie, że się wykrwawi - mówi Jan Meisnerowski, który wraz z małżonką prowadzi klinikę weterynaryjną w Gostyniu. - Ktoś bardzo pokaleczył mosznę, wyciął narządy. Zrobił to, jak u świni, u prosiaka - bez znieczulenia i bestialsko - dodaje. Jan Meisnerowski potwierdza, że Gapa ma duże libido, a taki pies w okresie, kiedy suki mają cieczkę, będzie uciekał. Prawdopodobnie trafił do jakiegoś gospodarstwa rolnego. - Z mojego doświadczenia wiem, że brutalny zabieg wykonał najprawdopodobniej jakiś gospodarz, który hoduje lub hodował świnie - po cięciach moszny i fatalnym wykonaniu widać, że nie ma doświadczenia w kastracji, zwłaszcza zwierząt domowych - mówi weterynarz. - Pewnie Gapa przychodził do suczki, narzucał się i właścicielowi puściły nerwy. Wtedy chwycił za skalpel i wyciął, co trzeba - wyjaśnia dalej Jan Meisnerowski. Przypuszcza, że to mógł być gospodarz z tej samej wioski, w której mieszka Gapa.

Potwierdza, że właściciele okaleczonego zwierzaka zorientowali się dość późno, że został tak poważnie skrzywdzony. Ale przeżył. - Pies został zabezpieczony antybiotykami, lekami przeciwzapalnymi. Tutaj nie było możliwości ingerencji z naszej strony, ani poprawki. Było to nieświeże, nie wymagało naszej chirurgicznej interwencji. Rany muszą się zagoić samoistnie. Pies jest w trakcie leczenia, nie wiadomo, jakie będą konsekwencje - wyjaśnia weterynarz, opiekujący się Gapą.

Czy w swoim zawodzie często mają do czynienia z podobnymi zdarzeniami? Jan Meisnerowski wspomina, że dwa lata temu ktoś jeszcze gorzej potraktował psa - podwiązał sznurkiem mosznę u psa, licząc chyba na to, że jądra same odpadną. Kilka lat temu był przypadek zakatowania psa pod marketem Tesco przez mężczyznę. - Zastał skazany prawomocnym wyrokiem, spędził półtora miesiąca w więzieniu, ale wyszedł na wolność. Policja niechętnie zajmuje się tymi sprawami, ze względu na małą szkodliwość społeczną, ale według prawa to jest okrutne znęcanie się nad zwierzętami. Jak to w Polsce - trzeba zabić człowieka, aby pójść do więzienia - komentuje weterynarz.

Można wezwać straż miejską

Zaznacza, że jeśli pies wejdzie na teren prywatny, do suki - to jest inna możliwość zareagowania, aniżeli bestialskie okaleczanie. Zawsze można sprawę zgłosić do straży miejskiej czy na policję. - Jako weterynaria mamy podpisaną z nimi umowę, współpracujemy ze służbami - do nas się zgłasza taki przypadek. Jeśli narzucający się pies, który bywa stręczycielem, jest zaczipowany, to problem szybko zostanie rozwiązany. Albo będzie namierzony właściciel, albo zwierzak zostanie odłowiony. Właściciel może być ukarany mandatem - nawet w wysokości do 500 zł za pozostawienie psa bez opieki - tłumaczy Jan Meisnerowski. Podkreśla, że okolice Gostynia to zagłębie, w którym funkcjonują nielegalne hodowle psów, nad którymi nie ma kontroli. - Niedługo zaczną się niechciane prezenty w postaci szczeniaków (...) - ostrzega. I zaznacza, że obecnie posiadanie zwierzaka towarzyszącego, chociażby psa to jest luksus i odpowiedzialność dla właścicieli. - Trzeba mieć luksus czasowy i finansowy, aby się nim zająć, nie mówię o karmieniu, ale są też inne rzeczy: weterynarz, czas, który trzeba mu poświęcić. Bo potem jest spychologia, porzucanie, oddawanie do schroniska. Nie każdy dojrzewa do posiadania czworonoga - wyjaśnia Jan Meisnerowski.

Prokurator radzi

Właściciele czworonoga z Daleszyna zastanawiają się, czy zgłosić sprawę, związaną z brutalnym wycięciem narządów płciowych u Gapy, do odpowiednich służb - prokuratury lub na policję. Mają takie prawo. Okrutne potraktowanie czworonoga w ustawie o ochronie zwierząt określane jest jako znęcanie się nad zwierzętami. Zwłaszcza, jeśli „zabieg” był wykonany bez jakiegokolwiek znieczulenia. - Z punktu widzenia technicznego i sprawności postępowania - lepiej żeby takie zawiadomienie złożyli na policji. Można zgłosić pisemnie lub złożyć zawiadomienie ustnie do protokołu. Gdyby rodzina nie czuła się na siłach, aby to opisać - nie musi być druk maszynowy, wystarczy rzetelne pismo ręczne, podpisane z danymi adresowymi, datą - wyjaśnia Jacek Masztalerz, zastępca prokuratora rejonowego w Gostyniu. - To jest przestępstwo ścigane z urzędu, My mamy, zgodnie z zasadą legalizmu, obowiązek przeprowadzenia postępowania, aby wyjaśnić, czy są podstawy do wszczęcia dochodzenia. Jeśli zwierzę żyje, trzeba je zabezpieczyć, aby można wykonać w razie potrzeby oględziny weterynaryjne, a jeśli padło - nie zakopywać, nie utylizować, aby można było przeprowadzić sekcję weterynaryjną, abyśmy mieli materiał procesowy - dodaje. Decyzja należy do właścicieli Gapy.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE