Kto się uwziął na sklep? Anonim na policję i do Sanepidu wyglądał poważnie

Opublikowano:
Autor:

Kto się uwziął na sklep? Anonim na policję i do Sanepidu wyglądał poważnie - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Kultura

Głupi żart czy złośliwość ludzka? Wszystko wskazuje na to, że to drugie. Nie tylko do naszej redakcji, ale także kilku instytucji wpłynął anonimowy list, w którym rzekomi „mieszkańcy gminy Poniec” skarżą się na cały katalog przewinień, jaki mają popełniać właściciel i osoba prowadząca sklep spożywczy w Grodzisku. Sprawdziliśmy zawarte w anonimie doniesienia i okazuje się, że bardzo rozmijają się one z rzeczywistością.

Osoba bądź osoby zgłaszające sprawę skarży się na naruszanie „ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminie” poprzez brak koszy na śmieci, przez co odpady „walają się w obrębie sklepu, chodnika, przyległej drodze jak i przyległym przystanku PKS, rowie, a także na prywatnych posesjach”. Sytuacja ma trwać od kilku lat i „nikt z tym nic nie robi”.

- Resztki artykułów spożywczych, które pozostają sklepowa wyrzuca byle gdzie przed sklep za sklep. Zachowanie takie spowodowało, że w rejonie sklepu jak i samym sklepie zalęgły się gryzonie: szczury, myszy, a latem owady, które chodzą po artykułach spożywczych. Właściciel nie przeprowadza deratyzacji. Kolejna nieprawidłowością jest to, że w sklepie sprzedawana jest notorycznie przeterminowana żywność lub uszkodzona - czytamy w anonimie.

Najpoważniejsze jednak zarzuty dotyczą rzekomego braku toalety w obiekcie, przez co produkty mają być sprzedawane w warunkach urągających higienie.

- Ponadto pod sklepem lub za sklepem przeważnie w piątki i soboty w godzinach wieczorowych 17-19 dochodzi do libacji alkoholowych, zakłócania porządku, zaśmiecania, w których stale biorą udział: JEDNE I TE SAME OSOBY, a kobieta tam pracująca bez skrępowania sprzedaje alkohol nietrzeźwym i nieletnim - czytamy w dalszej części donosu.

Według autora o tej sytuacji wielokrotnie informowany miał być Urząd Miejski w Poniecu oraz Powiatowy Inspektor Sanitarny w Gostyniu, lecz instytucje nie podjęły czynności „ze względu na przyjmowane łapówki”.

Dogłębnie zbadaliśmy podane informacje.

- Identyczna interwencja dotarła do nas w dniu 11 lutego. Zaraz też wysłałam nasze panie inspektor, aby skontrolowały ten punkt - mówi Magdalena Sadzka, pełniąca obowiązki Państwowego Powiatowego Inspektora Sanitarnego w Gostyniu.

Osoba stojąca na czele gostyńskiego sanepidu informuje, że w grodziskim sklepie nie stwierdzono nieprawidłowości w żadnej z wymienionych kwestii.

- Po pierwsze w tym obiekcie jest toaleta, jest też bieżąca ciepła i zimna woda. Nie było wspomnianego bałaganu na zapleczu, na zewnątrz sklepu, na pobliskim przystanku autobusowym. Ponadto wszystkie odpady były posegregowane, nie stwierdzono też żadnych nieprawidłowości związanych z odpadami komunalnymi. W wyniku tej kontroli nie potwierdziło się, że produkty przeterminowane znajdują się w jakimś niewłaściwym miejscu - dodaje Powiatowy Inspektor Sanitarny w Gostyniu. 

Magdalena Sadzka zaznacza, że kontrola miała charakter niezapowiedziany i nie było możliwości, aby prowadzący sklep w Grodzisku przygotowali się do niej. Jej wyniki przekazano do jednostki nadzorującej - Wojewódzkiego Inspektora Sanitarnego w Poznaniu.

- Chciałam podkreślić jeszcze jedną bardzo ważną kwestię. Nigdy nie wpłynęła skarga na ten sklep - dodaje urzędniczka.

Zapytanie skierowaliśmy także do Urzędu Miejskiego w Poniecu. Jak informuje Marcin Pazdaj, sekretarz gminy Poniec, również tutaj nie było zgłoszeń o jakichkolwiek nieprawidłowościach w sklepie. Punkt nie pojawił się także na policyjnej mapie zagrożeń w kontekście mających się tam odbywać „libacji alkoholowych” czy sprzedaży alkoholu osobom nieletnim.

- Wszystkie podane informacje będziemy sprawdzać na bieżąco - mówi podkomisarz Sebastian Myszkiewicz, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Gostyniu.

Za prowadzącymi sklep „wstawia się” sołtys Grodziska, Antoni Bujak, który potwierdza, że nigdy nie spotkał się z żadną z sytuacji wspomnianych w anonimie.

- Tyle lat tutaj pracuję i nigdy takiego problemu nie miałam, żeby ktoś mi nasłał sanepid czy inną instytucję. Co roku przyjeżdżając, bo mają taki obowiązek. Skontrolują książeczkę, wszystko mam prawidłowo. Na zapleczu też, więc nigdy kontrolerzy nie mieli do mnie żadnych zastrzeżeń. Policja też była, bo też mieli donos, to im wszystko pokazałam - mówi pani Grażyna*.

Dodaje, że od 12 lat prowadzi miejscowy sklep spożywczy, przeżyła dwóch właścicieli, a teraz jej się „serce kraje i nie chce się wierzyć, że ktoś mógł zrobić coś takiego”. Codzienne rano sprząta w otoczeniu sklepu, także doraźnie, gdy nie ma klientów. Podkreśla, że absolutnie nie sprzedaje alkoholu nieletnim. Libacje także miejsca nie mają - z prostego powodu.

- Bo nie ma tutaj osób pijących. Można sobie przyjść pod sklep w sobotę wieczorem i zobaczyć. Każdy kupi sobie piwo do południa czy wieczorem i idzie do domu. Nikt tutaj nie siedzi pod sklepem, młodych ludzi nie ma, a wszyscy patrzą spotkać się w gronie rodzinnym. Jestem sama, gdy wieczorem zamykam sklep - zdradza pani Grażyna.

Przyznaje, że obecna sytuacja jest dla niej na tyle stresująca, że pewnego razu, gdy pojawiła się dwójka nieznajomych mężczyzn bała się, że ktoś ich „na nią nasłał”.

- Pytali, czy ja się nie boję, tak po ciemku do domu wracać. Jak wychodziłam stali przed samochodem, chciałam zobaczyć rejestrację, ale bałam się odwrócić. Jak przyszłam do domu, to zadzwoniłam do szefa i powiedziałam, że może być włamanie - opowiada kobieta.

Na koniec mówi, że ma podejrzenia, kto jest autorem anonimu.

- Jest mi bardzo przykro, bo wielokrotnie ta osoba kupowała u mnie „na kreskę”. A ona tak się odwdzięczyła...

*dane zmienione na potrzeby artykułu

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE