Mała Zosia i jej chore serduszko czekają na pomoc

Opublikowano:
Autor:

Mała Zosia i jej chore serduszko czekają na pomoc - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Nikt by nie pomyślał, że niespełna roczna Zosia cierpi na bardzo poważną wadę jej małego serduszka. Dziewczynka jest drugim dzieckiem państwa Włudarczyk z Krobi. Imię dla niej, wybrane było już dawno, a marzenia o dziewczynce potwierdziły się podczas badania USG. Wtedy też rodzina dowiedziała się drugiej, przykrej wiadomości. Edyta Włudarczyk zaznacza, że do końca życia będzie dziękować dr Wiesławie Zielińskiej, która prowadziła ciążę. - Była to wizyta, na której mieliśmy poznać płeć dziecka. Strasznie chcieliśmy mieć dziewczynkę. Pani doktor potwierdziła płeć, powiedziała, że możemy się cieszyć, ale za chwilę zrobiła dziwną minę. Twarz miała kamienną, pomyślałam, że coś jest nie tak... – mówi Edyta Włudarczyk, mama małej Zosi. - Czy w rodzinie były jakieś zgony płodów? Czy dzieci się rodziły chore? – zapytała lekarka. Zauważyła nieprawidłowo rozwinięte serce, brak jego lewej komory i przerośniętą prawą część. Pierwszą reakcją był płacz.

Przyszli rodzice otrzymali skierowanie na echo serca do poznańskiego szpitala, który jak się okazało - nie specjalizuje się w takich ciężkich wadach. Potrzebna była szybka decyzja. Doktor Zielińska skierowała ich więc do Łodzi. Wykonywano tam szereg badań. W przypadku Zosi, najważniejsze miały być płuca. Dziewczynka nie miała połówki serca, w związku z tym płuca otrzymują nadmierną ilość krwi. - Pani doktor poinformowała nas, że musimy być przygotowani na to, że jeżeli Zosia się urodzi, oni mogą jej w ogóle nie ratować i musimy się z tym liczyć. Ujęła to nieco inaczej, ale dotarło do nas, że mamy nie kupować żadnych rzeczy, łóżeczek, bo tak naprawdę nie wiemy, czy ona będzie żyć – wspomina Edyta Włudarczyk. Nie było więc ani łóżeczka, ani ubranek. Tylko to, co było potrzebne w szpitalu.

Mała Zosia przyszła na świat 17 lutego 2015 roku, dwa tygodnie przed planowanym terminem porodu. Pani Edyta widziała ją jakieś 20 sekund. - Od razu ją zabrali, poddali wszystkim badaniom. Po paru godzinach doszłam do siebie, dopytywałam, czy córka w ogóle żyje, bo nikt mi nie przyszedł powiedzieć, co się z tym dzieckiem dzieje – opowiada. Kolejne 3-4 dni dziewczynka spędziła na oddziale neonatologii, czekając, aż zwolni się miejsce na kardiologii.

Zosia otrzymała kwalifikacje na pierwszą operację metodą Norwooda. Miała wtedy 10 dni i 50% szans na przeżycie. Pobyt w szpitalu trwał 3,5 miesiąca. Jej stan się pogarszał, serce nie dawało rady.

Całą historię małej Zosi przeczytasz w bieżącym wydaniu Życia Gostynia.

Chcesz już teraz pomóc?

Możesz wpłacić dowolną kwotę:

Fundacja Serce Dziecka im. Diny Radziwiłłowej

ul. Narbutta 27 lok.1, 02-536 Warszawa

Nr konta na wpłaty złotowe PL 17 1160 2202 0000 0000 8297 2843

Wpłaty z dopiskiem: darowizna 6814 Zofia Włudarczyk

 

Dopisek: ZC 6814 Zosia Włudarczyk

KRS 0000266644

 

 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE