Jego życiowy cel od najmłodszych lat był jeden – dostać się na Galapagos – wyspy na Oceanie Spokojnym. Teraz jest tuż przed dziewięćdziesiątym rokiem życia i chociaż marzenia nie udało się spełnić, to wierzy, że to jeszcze nastąpi. Niekoniecznie w tym wcieleniu. Może brzmi to nieco abstrakcyjnie, ale on wie, że kolejne wcielenia będą.
Bronisław Andrzejewski z Gostynia swoje życie przeżył szczęśliwie. Z dala od lądu, ale z uśmiechem na ustach. Jako marynarz okrążył niejednokrotnie kulę ziemską. Teraz jest oficerem na zasłużonej emeryturze. W swoim życiu między innymi przyuczał Nigeryjczyków do zawodu, uczestniczył w pisaniu książek na pokładzie i pływał statkami, zajmującymi się handlem i rybołówstwem. - Ja ze swojego życia jestem bardzo zadowolony. Co zrobiłem, to wszystko mi się udawało – mówi.
Nie udało się dotrzeć na Galapagos. - W tym wcieleniu jeszcze nie. Turystycznie można tam pojechać, ale to nie to samo – odpowiada pan Bronisław. Z pierwszego marzenia musiał więc zrezygnować, ale zostało mu coś innego – miłość do zwierząt, której nikt mu nie odbierze. Ptaki, robaki, jeże, koty – w ogrodzie państwa Andrzejewskich każdy znajdzie schronienie.
O panu Bronisławie przeczytasz w bieżacym Życiu Gostynia.