Mieli wypoczywać w uzdrowisku, skończyło się w kwarantannie

Opublikowano:
Autor:

Mieli wypoczywać w uzdrowisku, skończyło się w kwarantannie - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Kultura

- Nie kontaktujemy się nawet z dziećmi. Jeśli zakupy zrobią, to zostawiają je pod drzwiami. Coś już w swoim życiu przeszliśmy. A nie chcielibyśmy przekazać ewentualnego wirusa dalej, na przykład wnukom - opowiada dwoje mieszkańców Gostynia, których obowiązuje 14-dniowa kwarantanna domowa. Zdają sobie sprawę, że muszą wytrzymać, odizolowani od najbliższych i znajomych. W nieodpowiednim czasie wybrali się na wczasy zdrowotne na Ukrainę, razem z 40 innymi uczestnikami.

To był wyjazd do ukraińskiego uzdrowiska „Szachtar” w Tuskawcu, położonego u podnóża Karpat. Członkowie gostyńskiego Związku Emerytów, Rencistów i Inwalidów mogli się zapisywać już w sierpniu. Wycieczkę zaplanowano w marcu. Niektórzy uczestnicy sądzili - biorąc pod uwagę dynamicznie rozprzestrzeniającą się chorobę COVID-19 i napiętą sytuację - że organizator odwoła wyjazd. Ale do tego nie doszło, więc w środę 11 marca uczestnicy - głównie seniorzy - wsiedli do autokaru i pojechali. Na granicy wypełniali formularze, po polskiej stronie, w których trzeba było podać dane adresowe, nr telefonu.

- Na granicy zbadano nam temperaturę ciała. Na Ukrainie cisza i spokój pod względem koronawirusa. Nikt tam nic nie wie. Czeski film - mówi Mirosław Maćkowiak, miejscowy organizator i koordynator wyprawy, przewodniczący PZERiI w Gostyniu.

Gostyńscy emeryci mieli spędzić w Truskawcu, w uzdrowisku położonym nad jeziorem w Karpatach, 10 dni. - Tam było przepięknie. Mieliśmy zapewnioną opiekę lekarską, fachowe zabiegi zdrowotne i rehabilitacyjne. Na początku pobierano nam do badania krew i mocz, mieliśmy wykonywane badania EEG, EKG. Można było zabrać z domu dokumentację medyczną. Lekarze mieli prowadzić konsultacje i na tej podstawie przydzielali nam zabiegi - opowiada jedna z uczestniczek.

Zlecano badania tomograficzne, masaże, po 6-7 zabiegów dziennie. W tym czasie do uczestników wycieczki dochodziły sygnały od najbliższych, co dzieje się w Polsce. Informowali o przygotowaniach do stanu zagrożenia epidemicznego. Seniorzy wiedzieli, jakie zarządzenia po kolei są wprowadzane i jak zmienia się sytuacja w kraju w związku z zachorowaniami.

- Biuro podróży z Prudnika, które organizowało wyjazd, świetnie organizowało pobyt. Nie było czasu na nudę. Proponowano wyjazdy do Lwowa, do Dobroczyna, „Ukraiński wieczór” - każdego dnia coś nowego. Jednak my nie korzystaliśmy z tych dodatkowych wycieczek, po informacjach, jakie docierały do nas z Gostynia od dzieci - opowiada uczestniczka wycieczki.

W piątek (13 marca) zapadła decyzja o powrocie do Polski. Tak naprawdę wczasowicze tylko przez dwa dni korzystali z przypisanych zabiegów, gdyż w sobotę wyjechali z Truskawca. O dobę za późno, jak się później okazało. Rząd zdecydował, że od 15 marca tymczasowo zamknięto granice. Przejście graniczne emeryci przekraczali w Karczowej. Po polskiej stronie wszyscy otrzymali ulotki dotyczące kwarantanny, z wytycznymi i wskazówkami, jak trzeba się zachowywać przez 14 dni.

- Mogliśmy wracać już w piątek wieczorem. Prawdopodobnie zdążylibyśmy przed zamknięciem granic, ale dla mnie lepiej, że jest ta kwarantanna. Wiem, że muszę być odizolowana, nie chcę nikomu robić żadnych problemów. Przynajmniej później będę pewna, że czuję się dobrze - mówi uczestniczka.

Kwarantanna

Zaraz po powrocie z Ukrainy emerytka z Gostynia wyprała wszystkie rzeczy z walizek - używane i nieużywane podczas wyjazdu. Wrzuciła je po prostu do pralki. Pierwszego dnia kwarantanny wczasowiczów pod wskazanym adresem odwiedził dzielnicowy - spisał nr PESEL i inne dane.

- A teraz policja codziennie przyjeżdża sprawdzać czy nie opuszczamy miejsca zamieszkania. Musimy pokiwać w oknie. Każdego dnia dzwonią pracownicy z sanepidu, pytają jak się czujemy - relacjonuje emerytka z Gostynia.

Była na wycieczce wraz z mężem. Mieszkają sami w piętrowym domu. Z zachowaniem wymaganej odległości - 2 metrów od siebie nie ma problemu. Przez 14 dni kwarantanny będą korzystać z pomocy dzieci. To one robią najpotrzebniejsze zakupy i zostawiają je pod drzwiami domu.

- Nie kontaktujemy się z dziećmi, z wnukami. Nie wiemy, czy jesteśmy zarażeni, czy nie. My coś już w przeżyliśmy. Ale nie chcielibyśmy przekazać ewentualnie wirusa dalej. Czujemy się dobrze. Z tego, co wiem, po tych kilku dniach kwarantanny wszyscy uczestnicy wycieczki czują się dobrze - zapewnia kobieta. Podkreśla, że może liczyć także na pomoc sąsiadów. - Są wspaniali wszyscy chcą nam pomagać. Czwartego dnia kwarantanny pod drzwiami znaleźliśmy kartkę z napisem: „Gdybyście potrzebowali zakupów, nawet małych, służymy wam pomocą” Były też podane numery telefonów - mówi uczestniczka wyjazdu.

Twierdzi, że kartkę zostawili młodzi ludzie, którzy mieszkają naprzeciwko. Mogli to być też wolontariusze. Jak spędza czas kwarantanny? Przyznaje, że pierwszego dnia nie miała nawet ochoty czytać książek, więc córka kupiła jej gazety i krzyżówki. - Mam termometr uszykowany, ponieważ sanepid pyta o samopoczucie - mówi.

Areszt domowy?

Kwarantannę jak "areszt domowy" potraktował Mirosław Maćkowiak. Na wycieczce był sam, ale mieszka w dużym wolnostojącym domu z rodziną.

- Początkowo mieli na pobierać podobno wymaz do testów, ale z tego zrezygnowali. Będą pobierać tam, gdzie jest zagrożenie, ze względu na styczność z osobą chorą na koronawirusa - mówi organizator wycieczki.

Z żoną mieszka na dole budynku, a pozostali członkowie rodziny - na górze. Najmłodsza wnuczka, z małym dzieckiem znalazła tymczasowe mieszkanie u chłopaka. Po zakupy wychodzi żona, najdalej do „Biedronki”.

- Najstarsza córka i zięć - oboje pracują. Zaopatrzenie mamy, kłopotów nie ma - mówi szef związku emerytów w Gostyniu. Jest pewien, że wszyscy uczestnicy wycieczki (a było ich 42) są zdrowi. Przynajmniej po 5 dniach kwarantanny. - Znam dzielnicowego. Ucinamy sobie pogawędki przez okno. I stąd wiem - mówi.

Podczas kwarantanny pozostało mu oglądanie telewizji i czytanie książek. - Wszystko zależy od naszej dobrej woli. Jeśli robimy to zgodnie z wytycznymi, ręce myjemy i nie wychodzimy poza obręb domu, jest wszystko w porządku. Osoba na kwarantannie powinna się podporządkować apelom. I nie kłamać - mówi Maćkowiak. - Musimy to przetrwać. musimy się odizolować od ludzi, żeby tego koronawirusa nie przenosić. Widzimy, co się dzieje w innych krajach, we Włoszech. Jeśli podejdziemy do tego odpowiedzialnie, wszystko się uda - dodaje inna uczestniczka wycieczki.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE