Jako dziecko nie marzył o byciu strażakiem ani policjantem. Pomysł pojawił się dopiero w klasie maturalnej. Po służbie oddaje się pszczelarskiej pasji, jest fanem Unii Leszno i podróżnika Kazimierza Nowaka. Z okazji Międzynarodowego Dnia Strażaka, rozmawiamy z Tomaszem Banaszakiem - komendantem powiatowym Państwowej Straży Pożarnej w Gostyniu.
Za kilka miesięcy miną cztery lata, odkąd bryg. Tomasz Banaszak (45 l.) pełni funkcję komendanta gostyńskiej komendy. Wcześniej był zastępcą (od 2007 roku).
- Bycie strażakiem to powołanie. Wstępując do służby, składamy ślubowanie, które zobowiązuje każdego z nas do sprostania wymaganiom. Strażakiem nie można być na 80%, tylko na każdym szczeblu dowodzenia na 100% - uważa.
Kończąc służbę i zamykając drzwi komendy, nie może się od niej „odciąć”. Nigdy nie wie, co przyniesie nowy dzień i na jaką akcję będą musieli wyjeżdżać strażacy z powiatu gostyńskiego.
Przez ponad 20 lat służby wiele w życiu widział. Bywały akcje, które zapadły mu w pamięci na długie lata. Najtrudniejsze były te, gdy pomocy trzeba było udzielać dzieciom, będących ofiarami wypadków czy pożarów. Wspomina też klęskę, niezwiązaną z żywiołem ognia.
- W pamięci na całe życie pozostanie mi powódź z lipca 1997 roku na południu Polski. Wtedy jako podchorążowie szkoły oficerskiej pojechaliśmy w rejony Raciborza, Wrocławia, a na końcu Legnicy. Z tej ogromnej klęski żywiołowej zapamiętałem oczy ludzi, którzy stracili dorobek całego swojego życia, bochenek chleba kosztował wtedy 25 zł – mówi bryg. Tomasz Banaszak.
Całą rozmowę znajdziecie w bieżącym wydaniu Życia Gostynia.