Pakiet onkologiczny miał być dobrym rozwiązaniem. Jest tak?

Opublikowano:
Autor:

Pakiet onkologiczny miał być dobrym rozwiązaniem. Jest tak? - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Artykuł opublikowany w numerze 33/2015 Życia Gostynia

 

Dla pacjentów onkologicznych, ze względu na rodzaj schorzenia, bardzo liczy się czas. Najistotniejsze jest szybkie wykrycie i zdiagnozowanie choroby. W związku z tym, od stycznia tego roku, osoby z podejrzeniem nowotworu są leczone w ramach szybkiej terapii onkologicznej. Jej wprowadzenie miało na celu sprawne i szybkie przeprowadzenie pacjenta przez etapy leczenia. W ramach pakietu onkologicznego, wyodrębnia się grupa osób, oczekujących na świadczenia z zakresu onkologii. Pakiet miał skrócić kolejki, uporządkować proces diagnostyki i leczenia, zmniejszyć śmiertelność pacjentów onkologicznych oraz obniżyć koszty leczenia, dzięki szybkiemu wykryciu choroby. Czy tak się stało?

Do naszej redakcji zgłosiła się Czytelniczka, mieszkanka naszego powiatu, jedna z wielu, które miały okazję przekonać się, jak funkcjonuje pakiet onkologiczny na własnej skórze. Postanowiła opowiedzieć o swoim przypadku. - O służbie zdrowia to ja bym mogła książkę napisać, dlatego że leczę się onkologicznie już 5 lat, ojciec jest po udarze, mama jest cukrzykiem, poza tym jeszcze mnóstwo operacji, więc jestem bardzo doświadczona. Kilka lat już jeżdżę do Poznania na Garbary (znajduje się tam Wielkopolskie Centrum Onkologii, przyp. red) i wydawało mi się, że już nic mnie nie zdziwi... - mówiła.

Jakiś czas temu, u jej matki wykryto guz. Starsza kobieta, początkowo nikomu o tym nie powiedziała, mimo iż był on już wyczuwalny. Lekarz rodzinny od razu zaproponował założenie zielonej karty. Dzięki niej, pacjenci powinni być traktowani priorytetowo przez placówki medyczne. Skierował ją do Poznania. - Siostra jak usłyszała: Garbary, to zdębiała, bo wiadomo z czym to się kojarzy. Zresztą ja też byłam taka, że rak kojarzył mi się wyłącznie ze śmiercią. Teraz już inaczej na to patrzę. A moja mama ma 77 lat, ona jeszcze jest pełna energii w domu. Lekarz założył kartę, zadzwonił, umówił nas na wizytę, wytłumaczył gdzie iść. Wszystko było w porządku – wyjaśniała.

Tu zaczynają się schody

Jak twierdzi nasza rozmówczyni, na Garbarach zawsze jest tłum ludzi, tam nie przychodzi się z przysłowiowym katarem. - Tam są ludzie chorzy, w różnym stopniu. Chodzi mi teraz o przychodnię, nie o szpital. W nim też już leżałam, różnych lekarzy spotkałam, ale nie mogę powiedzieć, że wszyscy źli, bo paru naprawdę wspaniałych – mówiła.

Po wejściu w życie pakietu onkologicznego, pacjenci byli dobrej myśli. Szybka reakcja ze strony lekarzy, ale co z pozostałymi ludźmi, którzy chorują? - Przecież wiadomo, że jak przychodzi pacjent z pakietem, to lekarz się nie rozdwoi, to kogoś z tej kolejki trzeba wyrzucić. Wielki sukces ogłosili, a teraz pani powiem jak wygląda pakiet... - rozpoczęła wyjaśnienia.

Kobiety pojechały do Poznania bez badań, aby zrobić je na miejscu. Pacjentka poszła do lekarza, otrzymała przekaz na mammografię i usg. Z racji posiadania zielonej karty, na wszystko czekała zaledwie około półtorej tygodnia. Problemem było jedynie zgrać terminy mammografii i kolejnej wizyty. - Po przypuśćmy tygodniu, mama pojechała na mammografię. Spotkałyśmy się z bardzo przyjemną lekarką. Zrobiła usg piersi i oznajmiła, że jest guz – mówi. Trzecia wizyta w Poznaniu obyła się bez zwykłego oczekiwania w kolejce. - Dostałyśmy taki numerek, jak gdyby ponadnormatywny, troszkę poza kolejką. Do Poznania mamy mniej więcej 100 kilometrów, a przypadł nam 94 numerek. Na drzwiach widniała kartka, że kolejka nie obowiązuje kombatantów, osób z pakietem onkologicznym, itd. - mówiła. Panie czekały godzinę, dwie, dopytywały, otrzymały odpowiedź o opóźnieniach. Kolejne dwie godziny oczekiwania. Chora na cukrzycę 77- letnia kobieta, była poddenerwowana. - Tam nikt się nie zapytał o ten pakiet, o cokolwiek, nikt nie pilnował tej kolejki. Mama weszła, pani w kolejce oburzona, że ktoś wszedł przed nią. I ja się nie dziwię, bo ona jest też chora, też czekała kilka godzin. Bo pacjent to jest wróg dla tych, którzy tam czekają – stwierdza.

Miało być lepiej

Po kilku godzinach, 77 – letnia pacjentka weszła do gabinetu. Jak przekonuje nasza rozmówczyni, lekarz był na tyle uprzejmy, że wyprosił tę drugą panią z gabinetu. Wykonał biopsję oraz dał przekaz na usg i rentgen klatki piersiowej. Kobieta poszła zarejestrować swoją matkę na usg. Z racji tego, iż wielu pacjentów posiada pakiet onkologiczny, kazano im czekać około dwóch, trzech tygodni. Bez pakietu czeka się pół roku. Czwarta wizyta to znów czas i stres dla starszej kobiety. Pielęgniarka poprosiła, aby pacjenci uzgodnili między sobą kolejność. - Postanowiłyśmy czekać. W pewnym momencie zapytałam, kto jest z pakietem? Jedna pani się odezwała, że ona, ale ma numerek i czeka w swojej kolejce. Gdy chciałyśmy wejść, pielęgniarka wyprosiła mamę, mówiąc, że według niej, jej się jeszcze nie należy uprzywilejowanie. Mama się zdenerwowała, ręce jej się zaczęły trząść. Już pacjenci sami kazali jej wejść, widząc jej zdenerwowanie. Okazało się, że nie mamy badań krwi. Lekarz nieśmiało zaproponował, aby zrobić w ten dzień badanie i przyjść jeszcze raz – wyjaśnia.

Pobrano kobiecie krew, ale ze względów technicznych, oczekiwanie na wyniki miało wynieść 4 godziny. Kobiety zdecydowały się nie czekać i przyjechać po raz piąty. - Nikt z mamą nie rozmawiał o jej chorobie! Przejechałyśmy już tysiąc kilometrów, ciągle „wpychając się” komuś w kolejkę... Przyjechałyśmy i dowiedziałyśmy się, że teraz trzeba nas umówić na konsylium. A jakieś omówienie? Przyjechałyśmy po to, żeby odebrać wynik krwi. To nie mogli tego od razu załatwić telefonicznie? - pyta.

Lekarz też jest człowiekiem

- Każdy na pakiet narzeka. Lekarz narzeka, bo jest tylko człowiekiem. Zamiast tworzyć pakiety, może niech jakiś etat, drugi gabinet stworzą? Z pakietem jest tak: oni mają robotę, bo to dodatkowe procedury, ale czy nie lepiej te pieniądze było przeznaczyć na jakieś poradnie, na rozwój onkologii? A nie robić sztuczne pakiety? Te badania są co prawda szybciej, ale kosztem kogoś innego. Ogłosili wielki sukces, a tak nie jest. Ale ja nie winię tych lekarzy, to chyba kwestia organizacji – zastanawia się kobieta.

 

 

- Chodzi mi o najważniejszą rzecz, czyli o to, że po prostu jak człowiek idzie do chirurga, onkologa, lekarza specjalisty, czy ten lekarz nie powinien za pierwszym razem zlecić wszystkich badań podstawowych? Bo ja uważam, że tomografia, krew, rentgeny, to są podstawowe badania, a nie żeby jeździć, zajmować kolejkę, żeby lekarz zlecał następne badania. O to najbardziej mi chodzi, że zrobiliśmy tysiąc kilometrów, ale to było niepotrzebne, może wystarczyłyby dwie wizyty? Panie w rejestracji są takie dosyć uprzejme, wszystko idzie załatwić. My z małych miejscowości, dojeżdżamy 200 kilometrów, aby dostać zlecenie na jedno badanie, 200 kilometrów na drugie i tak dalej... - wyjaśniała nam Czytelniczka.

 

O odpowiedź poprosiliśmy przedstawiciela Wielkopolskiego Centrum Onkologii:

- Pacjentce, która zgłasza się z zieloną kartą, staramy się w ciągu jednego dnia załatwić wszystko, łącznie z badaniem histopatologicznym, na wynik którego trzeba czekać około siedmiu dni. Pacjentka o wyniku jest powiadamiana telefonicznie. Oczywiście wszystko zależy od rodzaju choroby.

Czy lekarz może od razu zlecić pakiet badań? Nie do końca jest to możliwe. Część badań pacjent może robić w swoim miejscu zamieszkania, np. wszystkie badania laboratoryjne. Jeśli ta pani chciałaby, to ja serdecznie zapraszam przy kolejnej wizycie, żebym mógł interweniować lub stwierdzić, że ktoś cokolwiek nieprawidłowo robił, muszę znać szczegóły. Staramy się, aby pacjent nie jeździł po badania 200 kilometrów. Może tak się zdarzyło, jeśli tak – mogę tylko przeprosić. Mam głęboką świadomość, że jestem dla chorych, moim celem nie jest utrudniać cokolwiek. Jeżeli jest jakiś problem, niech pacjentka do mnie przyjedzie, niech się powoła na rozmowę z panią (z dziennikarką Życia Gostynia, przyp. red) i to nie będzie traktowane jako skarga, zażalenie, chodzi tylko o to, aby sprawa była dobrze załatwiona.

Natomiast kwestia konsylium, które jest zwoływane na końcu badań wygląda tak, iż oczywiście staramy się załatwiać wszystko telefonicznie. Gdy pojawia się wynik histopatologiczny, jest decyzja o powołaniu konsylium, to dzwonimy do pacjentów i powiadamiamy ich o konkretnym terminie. W tym przypadku jakoś tak się strasznie zadziało, to jakiś splot niesamowicie nieprzyjemnych dla pacjentki zdarzeń. Przyjedzie – wyjaśnię i przeproszę osobiście. Mam nadzieję, że była to incydentalna sprawa – wyjaśnił nam dr n med. Józef Mazurek, z-ca dyrektora ds. lecznictwa w Wielkopolskim Centrum Onkologii.

 

Dane na dzień 3 sierpnia 2015 roku:

Pakiet onkologiczny:

155 610 Wydanych Kart Diagnostyki i Leczenia Onkologicznego

21 345 Wykonanych diagnostyk wstępnych

62 286 Zwołanych konsyliów

Pacjent, który otrzyma kartę diagnostyki i leczenia onkologicznego, powinien zgłosić się do lekarza specjalisty. Od momentu gdy pacjent zostanie wpisany na listę osób oczekujących na konsultację specjalisty do postawienia diagnozy nie powinno minąć więcej niż 9 tygodni.

 

Docelowo czas od zgłoszenia się pacjenta do specjalisty do rozpoznania nowotworu będzie wynosił 7 tygodni. Ten termin zacznie obowiązywać od 2017 r.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE