Bez niej nie czuje w pełni Wielkanocy

Opublikowano:
Autor:

Bez niej nie czuje w pełni Wielkanocy - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Kultura

Przed pierwszą Ekstremalną Drogą Krzyżową zrobił sobie z kolegą (Michałem Skrzypczakiem, z którym później był jeszcze na czterech edycjach) mały trening. Przeszli 20 kilometrów w nocy przez las w tę i z powrotem z Bielewa do Dolska. Była to przebieżka przed 33-kilometrowym marszem z Żabna do Lubinia.

– Po tej EDK lekko nie było, nogi bolały, ale zaraz po jej zakończeniu wiedzieliśmy, że za rok na pewno znowu pójdziemy – mówi 36-letni Jakub Berdychowski z Bielewa.

Wtedy w sumie było ich czterech, bo dołączył jeszcze brat Łukasz i jego teść Boguś. Droga do Lubinia była częścią I EDK w Wielkopolsce, która startowała z Mosiny. Wybrali ją ze względu na krótszy dystans nie mając jeszcze pewności, czy podołają wyzwaniu. Takich obaw nie było już rok później, gdy Jakub Berdychowski ze znajomymi szedł 43 km z Dolska do Osiecznej.

Gdy w 2016 r. inicjatywa zawitała do naszego regionu z chęcią podjęli się przejścia odcinka Gostyń-Osieczna. Wtedy postanowili sobie, że co roku będą szli inną EDK. Żeby cały czas nie chodzić tymi samym drogami.

– Dla mnie na przykład fajnie się idzie się, jak nie znam terenu i muszę zważać sam na siebie – tłumaczy J. Berdychowski.

Bo choć nigdy nie maszerował sam, to czasami na trasie zdarza się, że idąc różnym tempem grupa rozpada się. Jego zdaniem dopiero w tym momencie można w pewien sposób doświadczyć ciszy, o której mówi się, że jest jednym z podstawowych warunków „dobrej” Ekstremalnej Drogi Krzyżowej.

Idąc z kimś przez te 10 godzin nie jesteś w stanie się nie odzywać. Już nie mówię typowo o dyskutowaniu, ale porozmawianiu o sprawach codziennych – zdradza 36-latek.

Ona następuje także w późniejszych etapach marszu, gdy przychodzi zmęczenie. Najczęściej jest to między godziną 2.00 a 4.00 rano i wtedy jest najlepszy czas do przemyśleń. 

Jakub nie ukrywa, że jest wierzący katolikiem, chodzi także na piesze pielgrzymki do Częstochowy. Ale mają one dla niego inny wymiar niż EDK. Tam też, co prawda idzie się kilkadziesiąt kilometrów jednego dnia, ale są częste przystanki. Tutaj robisz trasę praktycznie z marszu. Na jednej z dróg szedł non stop 20 km wiedząc, że jeżeli się zatrzyma już dalej nie pójdzie.

– Czuję, że tego potrzebuje. Że gdybym nie przeszedł Ekstremalnej Drogi Krzyżowej, to nie czułbym w pełni Świąt Wielkanocnych. Jest Wielki Post i nie zawsze jest czas, żeby iść co piątek na drogę krzyżową. Dlatego traktuję to jako taką moją jedną wielką drogę krzyżową – oznajmia uczestnik 6 EDK.

Tym, co jednak łączy te dwie formy pielgrzymkowania jest fakt, że po obydwu czuje się wyciszony. Dzięki nim może sobie zrobić reset. W tym roku również Emilia Berdychowska wybrała się z mężem na Ekstremalną Drogę Krzyżową. Poszli 34 km z Gostynia do Osiecznej. Zanim to zrobili wybrali się wspólnie na kilka spacerów.

– Zazdrościłam mu tego, że on szedł, a ja zostawałam z dziećmi mimo że widziałem później, jak ciężko wchodził po schodach rano do domu – opowiada.

Fizyczne skutki marszu zaczęła odczuwać po 25 km. Wraz z mężem bardzo cenią sobie rozważania odczytywane na poszczególnych stacjach. Mówią, że zawierają przykłady z życia, które bardzo do nich przemawiają.

Dotychczas odbyte EDK łączy dla J. Berdychowskiego - wschód słońca.

– Masz te 30 kilometrów w nogach, które strasznie bolą, kolana robią się sztywne. I wtedy słyszysz, jak zaczynają piać koguty i śpiewać ptaszki, robi się tak typowo szaro - to jest w tym wszystkim najfajniejsze. Dlatego stara się nie śpieszyć, żeby zajść o świcie – dodaje mieszkaniec Bielewa.

Raz przyszedł za szybko, jeszcze „po ciemku” i nie był usatysfakcjonowany. Co do pośpiechu, to nie rozumie niektórych uczestników, którzy jak najszybciej chcą dojść do „mety”. Dla niego kłóci się to z całą ideą ekstremalnych dróg krzyżowych. Stwierdza wprost, że dzisiaj, w „czasach wygodnictwa” idący na EDK „świadomie i celowo decydują się na ból, który uszlachetnia”. W jego przypadku takim ekstremalnym przeżyciem była zeszłoroczna droga z Grodziska Wlkp. do Buku (39 km). W pewnym momencie odezwały się problemy z kolanami. Nagle jedno z nich zrobiło się sztywne i ostatnie 10, 15 km musiał iść nie zginając go.

Droga z Grodziska jest także pamiętna z tego względu, że choć nigdy nie zdarzyło im zabłądzić w trakcie marszu, to wtedy niedaleko tamtejszej gazowni stracili czujność i zboczyli „z kursu”.

Za najtrudniejszą EDK uważa tę z 2016 z Gostynia do Osiecznej. Było zimno, w granicach zera. Przez moment zaczął nawet prószyć śnieg.

– Straszne błoto zastaliśmy przy wejściu do Starego Gostynia. Musieliśmy iść po jakichś krzakach, bo nie dało się przejść ani drogą, ani polem. Buty strasznie wtedy ucierpiały. Mało brakowało, byśmy je „zostawili” – opowiada Jakub Berdychowski.

Gostyńską Ekstremalną Drogę Krzyżową 36-latek chwali za czytelne oznakowane. Choćby znaczki czy strzałki na krzyżówce w lesie, które trudno byłoby wyczytać z instrukcji. Ale zdarzały się takie EDK, że organizator wyznawał inną filozofię i cała trasa nie była nigdzie oznaczona. Po drugiej stronię stoją te, w których są udogodnienia w postaci aplikacji na smartfona.

– Ja nie do końca to akceptuje. Niektórzy zamiast przeczytać wskazówki, po prostu ich słuchają. To jest trochę sprzeczne z tą wspomnianą ciszą – podaje J. Berdychowski.

Zarówno on, jak i jego żona przyznają, że jest jeszcze jedna pozytywna rzecz w ekstremalnych drogach ze Świętej Góry - msze święte, które przygotowują mentalnie i duchowo do wymarszu.

– Te najfajniejsze są właśnie w klasztorze – mówią Emilia i Jakub. 

W tym roku plan był ambitniejszy - pójść dwie ekstremalne drogi. Niestety kontuzja, której nabawił się podczas naszej EDK nie pozwoliła przejść Jakubowi Berdychowskiemu 54 km z Mosiny do Lubinia. Tę trasę pokonał jego brat Łukasz. On za rok planuje powtórzyć ten wyczyn. 

– To, że zawsze byłem z kimś nie znaczy, że jeżeli byłby taki rok, że nikt by nie chciał iść albo nikomu by nie pasowało, to nie poszedłbym sam. Na pewno kiedyś chcę tego spróbować, bo przypuszczam, że naprawdę wtedy doświadczyłbym tej ciszy – deklaruje 36-latek z Bielewa.

Dotychczasowe Ekstremalne Drogi Krzyżowe pokonane przez Jakuba Berdychowskiego
EDK 2014 (11 - 12 kwietnia) Żabno - Lubiń (33 km - 7,5 godz.)
EDK 2015 (27 - 28 marca) Dolsk - Osieczna (42,5 km - 10 godz.)
EDK 2016 (11 - 12 marca) Gostyń - Osieczna (30 km - 7 godz. 40 min.)
EDK 2017 (31 marca) Leszno - Lubiń (42 km - 9 godz.)
EDK 2018 (23 marca) Grodzisk Wlkp. - Buk (39 km - 10 godz.)
EDK 2019 (5 - 6 kwietnia) Gostyń - Osieczna (34 km - 8 godz.)

 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE