Jak niewiele brakuje, aby Gostyń został zalany. Przez dzikie podłączenia mieszkańców

Opublikowano:
Autor:

Jak niewiele brakuje, aby Gostyń został zalany. Przez dzikie podłączenia mieszkańców - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Kultura

Podczas oberwania chmury pod koniec lipca oczyszczalnia ścieków w Gostyniu przyjęła 8800 m3 ścieków w ciągu doby. Dzień wcześniej - 4400 m3. - Na podstawie tego zestawienia widać, jak porażająca jest skala dzikiego podłączania się z deszczówką do kanalizacji sanitarnej - zwraca uwagę Jerzy Pogorzelski, prezes ZWiK w Gostyniu, podkreślając, że ustawowa grzywna 10 000 zł za takie wykroczenie nie robi wrażenia na tych, którzy łamią prawo.

Są w mieście miejsca, które podczas gwałtownej ulewy, oberwania chmury, w kilka minut zamieniają się w akweny. To Rondo Solidarności i fragmenty ulic, które się z nim krzyżują: Olejniczaka i Wrocławskiej, deptak, ulice: św. Floriana, Hutnika, Parkowa, Polna, Kolejowa. Zalewane ulice to wynik nie tyle zapchanej kanalizacji deszczowej, co tego, że kanalizacja „nie wyrabiała”. Prezes ZWiK w Gostyniu podkreśla, że to, co się dzieje w mieście przy tak intensywnych opadach, odbija się też na kanalizacji sanitarnej.

- Mamy przepływomierze u siebie i na miejscu jesteśmy w stanie to monitorować. Jeśli chodzi o przyjęcie ścieków w oczyszczalni, to średnia statystyczna w ostatnim całym miesiącu dobowo wynosiła ok. 5 000 m3. Nagle, w ciągu tak krótkiego czasu, ta liczba urosła do 8 800 m3. Można sobie wyobrazić, co by było, gdyby taki deszcz trwał 12 godzin. Nie tylko miasto byłoby zalane, ale także zakład wodociągów i oczyszczalnia - mówi Jerzy Pogorzelski. - Oczyszczalnia "nie jest z gumy”, a zakład nie jest w stanie przetworzyć tak dużej ilości ścieków w tak krótkim czasie.

 

Mieszkańcy mają to na sumieniu
Wydaje się, że za zbieranie wody deszczowej z dróg w trakcie opadów odpowiedzialna jest kanalizacja deszczowa. Co ona ma wspólnego z kanalizacją sanitarną? Po niedawnej ulewie okazało się, że bardzo wiele. A do „zapychania” czy wybijania studzienek w mieście przyczyniają się sami mieszkańcy Gostynia i okolic, a także działające na tym terenie instytucje, nielegalnie podłączając odpływ deszczówki do kanalizacji sanitarnej. Podczas oberwania chmury „wybijają” studzienki zarówno od kanalizacji sanitarnej, jak i deszczowej. Prezes ZWiK w Gostyniu zauważa, że kanalizacja sanitarna swoimi przekrojami nie jest zaprojektowana na tak duże przepływy ścieków. - A wielu mieszkańców, ale też instytucji przyłączyło sobie rynny do rur „sanitarki” - wyjaśnia Jerzy Pogorzelski. W trakcie bardzo intensywnych opadów, w kanalizacji sanitarnej też przepływ rośnie maksymalnie. I cierpią właściciele posesji, które są niżej położone. Jeśli w całej sieci kanalizacji sanitarnej w krytycznych momentach poziom zawartości wzrasta o 2 - 3 metry, to w budynku z niskim parterem siłą rzeczy w klozecie zacznie wypływać woda połączona ze ściekami. - Ona nie ma żadnego odcięcia. Zalewane są mieszkania lub piwnice. Najbardziej współczuję właścicielom, mieszkańcom. Oni są Bogu ducha winni. Ale ja się też winny nie czuję - mówi prezes ZWiK w Gostyniu, mimo że pretensje są do zakładu wodociągów, że w muszli klozetowej, w ubikacji „wybiło”.

Po co „kopać się z koniem”?
Prezes Pogorzelski przyznaje, że „wodociągi” próbowały walczyć z nielegalnym podłączaniem się właścicieli prywatnych posesji czy instytucji - z odpływem deszczówki do kanalizacji sanitarnej. Można to kontrolować i sprawdzać przez tzw. „zadymianie”. Gostyński zakład wodociągów prowadzi takie działania sukcesywnie, przynajmniej raz na kwartał. Posesje, domy do kontroli wybiera mistrz i pracownicy jadą tam, gdzie są podejrzenia, co do nielegalnych przyłączy. - Często się wydaje, że jest to nie do wykrycia, a dzikich podłączeń jest sporo w mieście i okolicy - mówi prezes Pogorzelski. Do działań, związanych z zadymianiem odnosi się jednak bez entuzjazmu, ponieważ - jak podkreśla - ignorują to organy ścigania. Wspomina, że przed laty zakład wodociągów „zaatakowała” właścicielka kamienicy, postawionej przy jednej z głównych ulic Gostynia, obwiniając go o zalewaną podczas ulew piwnicę. Podczas kontroli okazało się, że rury i rynny, odpowiedzialne za odprowadzanie deszczówki z budynku są podłączone do kanalizacji sanitarnej mieszkańców budynku. - Nie zdziwiliśmy się, że w piwnicy za każdym razem, podczas ulewy, robi się „jezioro”. Wprowadzanie ścieków opadowych do kanalizacji sanitarnej jest zabronione. Sprawa trafiła od organów ścigania, w oparciu o tzw. ustawę wodociągową, mówiącą o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i zbiorowym odprowadzaniu ścieków - opisuje Jerzy Pogorzelski przypadek sprzed lat.

Zignorowali i lekceważą do dzisiaj
Zaznacza, że przepisy mówią wyraźnie: zabrania się odprowadzania ścieków bytowych i ścieków przemysłowych do urządzeń kanalizacyjnych przeznaczonych do odprowadzania wód opadowych lub roztopowych, będących skutkiem opadów atmosferycznych, a także wprowadzania tych wód opadowych, rozpadowych oraz wód drenażowych do kanalizacji sanitarnej. - Użyte zostało słowo „zabrania się”. Nie ma limitu czasu, zakaz zawsze obowiązuje - podkreśla prezes ZWiK w Gostyniu. Tymczasem organy ścigania zgłoszenia „wodociągów” zignorowały i lekceważą je do dzisiaj. Jerzy Pogorzelski otrzymał z komendy policji pismo (wcześniej zatwierdzone przez prokuraturę), z informacją, że w tym przypadku nastąpiło przedawnienie karalności, gdyż „wpięcie kanalizacji deszczowej w kanalizację sanitarną powstało w okresie przekraczającym 5-letni okres karalności przestępstwa. I odmówiono wszczęcia dochodzenia. Ten przypadek z ul. Kolejowej nie był jedynym, bo w mieście wskazywano na wiele dzikich podłączeń do sanitarki.

- I teraz grupa właścicieli mieszkań takich kamienic czy prywatnych posesji dostaje takie pismo, idą na targ i mówią: nie przejmujcie się kontrolami z „wodociągów”, związanymi z deszczówką, z podłączonymi rynnami do kanalizacji sanitarnej. Zobaczcie, jak mnie potraktowano, karalne to nie jest - mówi prezes Pogorzelski. Twierdzi, że nie będzie „kopał się z koniem”, walcząc z plagą nielegalnych podłączeń do sanitarki w mieście.

- Po co, jeśli dostaję tak debilne wyjaśnienie? Mógłbym się odwołać do prokuratury okręgowej, ale skoro nie nadano toku sprawie, nie skierowano jej do sądu, to jak mam walczyć z tą plagą? - zastanawia się.

Prezes ZWiK inaczej sobie to wyobrażał. Twierdzi, że dobrze by było, gdyby w sądzie znalazło się kilka spraw, związanych z „dzikimi” podłączeniami z „deszczówką” do „sanitarki”. - Niechby nawet sąd dał 500 zł grzywny, to wtedy mieszkańcy się przestraszą - mówi Jerzy Pogorzelski. Wizja się nie spełniła, a podłączających się „na dziko” przybywa. - W ubiegłym tygodniu to nie był nawalny deszcz, lało pół godziny. A co by było, gdyby lało pół dnia? Sytuacja się pogarsza, bo coraz więcej mieszkańców się podłącza nielegalnie. Niektórzy nie mają świadomości, że taki proceder jest zabroniony - mówi prezes.

 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE