Jest wszędobylskim dyrektorem i najlepszą mamą na świecie

Opublikowano:
Autor:

Jest wszędobylskim dyrektorem i najlepszą mamą na świecie - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Kultura

Nie jest typowym dyrektorem gabinetowym, a raczej wszędobylskim. Lubi rozmawiać i wszystko mieć pod kontrolą. Z podopiecznymi znają się, jak łyse konie. Zwracają się do niej „mama, matula”. Bywa, że jakiś mieszkaniec powie: „Jesteś moją mamusią. Moja mama ma Grażyna na imię, ty też masz tak na imię”. Przyznaje wtedy rację. Co to za różnica, która mama? - Tylko że ja jestem mamą, która wymaga - doprecyzowuje Grażyna Wira, dyrektor Domu Pomocy Społecznej w Zimnowodzie.

Z placówką jest związana od 1992 roku. Wtedy właśnie, po remoncie pałacu, w Zimnowodzie zaczął tworzyć się dom pomocy społecznej dla osób niepełnosprawnych intelektualnie. W sierpniu przybył pierwszy mieszkaniec. DPS w Zimnowodzie był też pierwszą placówką koedukacyjną w regionie. Grażyna Wira w 1993 r. objęła w instytucji stanowisko dyrektora. Kiedy tworzono placówkę dla osób niepełnosprawnych intelektualnie, do domu pomocy trafiła grupa młodych chłopaków - głównie osiemnastoletnich. Byli wśród nich chłopcy z domu dziecka, z innych instytucji.

- To właśnie od nich zaczęła się historia ze zwracania się do mnie „mama”. Nazwali mnie wtedy mamą i nazywają mnie tak do dzisiaj, jako dorośli mężczyźni - tłumaczy Grażyna Wira. - Tak sądzę, że gdyby był tutaj dyrektorem mężczyzna, to byłby dla nich tatą - dodaje.

Podkreśla, że są to osoby, które próbują szukać ciepła, namiastki domu rodzinnego. Jeśli ta druga strona: czyli załoga domu pomocy i dyrekcja odpowiadają na te sygnały, to wtedy rzeczywiście rozwija się sympatyczna atmosfera. - Można mówić nawet o atmosferze domowej, na ile da się w domu pomocy społecznej taką osiągnąć - mówi dyrektor Wira.

Niespodzianka w oknie

Wspomina, że z pewnych wakacji kilka lat temu chłopacy przywieźli jej piękną pamiątkę. Zawiesili ją po cichutku w gabinecie, żeby o niczym nie wiedziała. Miała to być niespodzianka dla pani dyrektor i jednocześnie zadanie. - Miałam się domyślić, kto to zrobił. Na szybie, na oknie przywiesili napis „Najlepsza mama na świecie”. Wisi do dzisiaj, pielęgnujemy to, co jest między nami od lat - zdradza Grażyna Wira. A ponieważ w domu pomocy społecznej panuje rodzinny klimat, zwyczaj zwracania się do pani dyrektor per „mama” rozlała się na mieszkańców niejednokrotnie starszych od niej samej. Ale dla starszych jest „matulą”. - Żyjemy tutaj prawie że, więcej czasu spędzamy w pracy, aniżeli w domu, więc ta atmosfera się samoczynnie wytwarza - mówi.

18-letni chłopcy przyszli do Zimnowody ze swoim bagażem przeżyć i doświadczeń i po kolei zżywali się z domem pomocy. Wiedzieli czego chcą, czego oczekują, byli otwarci, rozgadani. Tacy pozostali jako dorośli mężczyźni. Dokładnie określają swoje potrzeby. Od 2006 r. mieszkają w mieszkaniu grupowym w Bruczkowie, należącym do DPS w Zimnowodzie. Wytworzyli sobie tam namiastkę rodzinnego domu. Chłopcy przez 5 lat mieszkali tam sami. Wtedy mieli możliwość kontaktu z załogą w Zimnowodzie przez telefon, w razie potrzeby. W Bruczkowie jest też pałac, który należy do DPS Zimnowoda. Mieszkają w nim pracownicy placówki, a wśród nich opiekunka. - Panie z personelu dały przyzwolenie mieszkającym samodzielnie, że gdyby potrzebowali pomocy, mogą zapukać o każdej godzinie - opowiada Grażyna Wira. Do „mamy” też mogli dzwonić o każdej porze. Ale samodzielna grupa 8 mężczyzn bardzo się dyscyplinowała i funkcjonowała bez problemów. Kiedy zwiększano liczbę mieszkańców w placówce, przyszedł moment, że w Bruczkowie pojawiło się kolejne mieszkanie - dołożono 5 osób. Pozostawienie 13 podopiecznych samych było trochę ryzykowne, dlatego obecnie pracują tam opiekunowie nocki i popołudniówki.

To nie moje miejsce?

Był taki czas, kiedy jeden z ekipy z Bruczkowa myślał, że dom pomocy to nie jego miejsce. Bardzo chciał się usamodzielnić. Dyrektor Wira umożliwiła mu to, wdrażając cały proces.

- Mieszkaniec pochodzi z Krotoszyna, nawiązałam współpracę z zakładem komunalnym przy poszukiwaniu mieszkania. Odwiedził ze mną ośrodek pomocy społecznej. Wpisaliśmy go na listę poszukujących. Krok po kroku doprowadzaliśmy jego marzenia do rzeczywistości, trwało to latami. Przygotowaliśmy mieszkańca, aby się usamodzielnił. On bardzo mocno chciał, do momentu, kiedy miał otrzymać klucz do mieszkania z naszym zapewnieniem: całej załogi domu pomocy, moim, psychologa, że będziemy wsparciem - wspomina Grażyna Wira.

Kiedy proces usamodzielniania miał się definitywnie zakończyć, Piotrek się wycofał.

Prawdopodobnie przestraszył się rzeczywistości, która go czekała, chociaż miał zapewnienie o pomocy - przy wyposażeniu mieszkania i w innych sytuacjach. - Nie mogłam się tylko zobowiązać, że będę na każde zawołanie, w każdej sytuacji - mówi Grażyna Wira, zwracając uwagę, że w procesie usamodzielniania mieszkańca DPS-u brakuje pewnego ogniwa, pewnej funkcji - takiego „oka wielkiego brata lub siostry”, żeby móc taką usamodzielniającą się osobę wesprzeć na co dzień. Do dziś pod tym względem mechanizm nie do końca funkcjonuje poprawnie. Usamodzielnionych jest mało, jest tylko instytucja i koniec.

- Mieszkaniec został u nas. Po latach pewnego dnia stwierdził: „szefowa zobacz, ale tu mi jest dobrze, wszystko mam na wyciągnięcie ręki. Jesteś moją mamusią. Moja mama ma Grażyna na imię, ty też masz na imię Grażyna” - wspomina dyrektor domu pomocy.

Rozmowa przede wszystkim

W normalnych domach zdarzają się sytuacje, które wymagają wyjaśnień. W domu pomocy jest podobnie. Dyrektor Grażyna Wira stara się być konsekwentna wobec podopiecznych. Dla niej wszyscy są równi.

- Jednakowe zasady obowiązują wobec wszystkich mieszkańców. Wtedy trudne sytuacje czy problemy, które każdemu z mieszkańców się przydarzają muszą być zawsze jednakowo rozwiązane. Nie podejrzewają się potem, nie mają złości, bo każdy wie, że za to, co zrobił, sam odpowiada - wyjaśnia Grażyna Wira.

Dla niej nie ma sytuacji bez wyjścia, a podstawę rozwiązania problemu stanowi szczera rozmowa. - Rozpoczynam rozmowę z podopiecznym tak: „kochany, nie okłamujemy się, mówimy prawdę. Na każdą sprawę jest rozwiązanie. Jeśli coś przeskrobałeś, bierzesz to na swoje barki i koniec” - zdradza dyrektor DPS w Zimnowodzie. Czasem, jeśli coś zbroją chłopaki z Bruczkowa, wcześniej wie, niż opiekunka tamtej grupy. - Dla tych mężczyzn bardzo ważne jest to, żeby nikt do mnie nie przyszedł naskarżyć. Sami muszą mi o wszystkim powiedzieć - mówi.

Dom nie jest duży, a dyrektor jako „matula” czy „mama” trafia codziennie do każdego z mieszkańców, przechodząc przez obojętnie jakie pomieszczenie czy drzwi. Szczególnie dba o relacje mieszkańców z najbliższymi, z rodzinami. Zdarzają się sytuacje, że kontakty z bliską rodziną bywają zerwane.

- Nam nigdy nie wolno rozliczać rodzin, tak przynajmniej uważam. Nie możemy osądzać faktu, że ktoś umieścił w domu pomocy najbliższą osobę. Po to jesteśmy, aby się nią zająć. Po to jesteśmy, żeby wznowić odwiedziny, relacje powiązać, aby nikt do nikogo nie miał pretensji - tłumaczy Grażyna Wira.

Zapewnia, że z DPS w Zimnowodzie już zostały wysłane kartki dla mam, ojców. - Niejednokrotnie najbliżsi dzwonią czy odpisują nam, że nigdy dotąd nie otrzymali życzeń od córki, która nie była w stanie zrobić kartki. A teraz dostali i są szczęśliwi. A my się cieszymy, że rodziny doceniają pracę mieszkańców z terapeutami - dodaje dyrektor.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE