Każdy czas jest dobry do robienia interesów

Opublikowano:
Autor:

Każdy czas jest dobry do robienia interesów  - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Wix-Filtron, Netbox, Convert, Auto ABC – te znane w Polsce i za granicą firmy łączy  nazwisko – Piotra Giermaziaka. Przedsiębiorca stworzył jedne z największych w powiecie gostyńskim zakłady pracy, które obecnie łącznie zatrudniają ponad 2 000 pracowników.

Artykuł opublikowany w numerze 33/2014 Życia Gostynia

Firma w stanie wojennym
“Wyrób części zamiennych i akcesoriów do pojazdów mechanicznych” – taką nazwę, w 1982 roku, w momencie założenia, nosił Filtron. - Taka została mi odgórnie przydzielona z katalogu możliwych nazw. Kiedy będąc u klienta zagranicznego powiedziałem, jak nazywa się moja firma, to bardzo się roześmiał, bo nic z tego nie zrozumiał. Nie słyszał, żeby zakład produkcyjny  mógł  mieć tak długą i skomplikowaną nazwę - wspomina biznesmen. Jak mówi Piotr Giermaziak, jego początek  działalności na własny rachunek dobrze uzasadnia  stwierdzenie, że każdy czas jest dobry do robienia interesów. Rok 1982, był  czasem  obowiązywania stanu wojennego w Polsce. Wiązało się to ograniczeniem poruszania się między miastami. Na każdy wyjazd z Gostynia należało uzyskać pisemną zgodę władz miasta, a przed wjazdem do wszystkich miast uzbrojony w ostrą amunicję partol wojskowy kontrolował każdy samochód.  - Obowiązywały także  limity na paliwo tzw. kartki. Każdy właściciel pojazdu otrzymywał przydział 10 litrów paliwa miesięcznie na Fiata 126p oraz 15 litrów na samochód z silnikiem o większej pojemności, plus dodatkowo 10 litrów paliwa, jeśli właściciel pojazdu prowadził działalność gospodarczą. Aby to paliwo móc zakupić, często trzeba było stać w kolejce przed stacją nawet kilka dni – to brzmi niewiarygodnie, ale tak było! Obiektywnie oceniając,  nie mógł to być bardzo dobry czas do otwierania własnych interesów, a jednak wielu ludziom się powiodło – przyznaje Piotr Giermaziak.

Podatek – 85% od zysku
Przez pierwsze 7 lat, do 1989 roku firma biznesmena funkcjonowała, jako zakład rzemieślniczy. - Była to namiastka kapitalizmu w państwie socjalistycznym. Jako Polacy zawsze byliśmy  przekorni i wywalczyliśmy sobie trzy obszary życia gospodarczego, stanowiące namiastkę kapitalizmu, które  skutecznie broniły się  przed socjalistyczną gospodarką planową. Były to: rolnictwo, drobny handel  i małe zakłady rzemieślnicze – tłumaczy Piotr Giermaziak. Podkreśla, że prywatne firmy działały w sposób bardzo ograniczony. Mogły zatrudniać do 15 pracowników, maszyny i surowce sprzedawane były na przydziały według rozdzielnika, działało tylko kilka banków państwowych oraz Banki Spółdzielcze, z których wszystkie oferowały bardzo drogie kredyty. W obrocie międzynarodowym funkcjonował rubel transferowy, a dolar miał dwie ceny: państwową, bardzo niską oraz czarnorynkową kilkukrotnie wyższą. - Takie pojęcia i instytucje  jak giełda, biuro maklerskie, leasing, faktoring, kantor wymiany walut czy fundusz inwestycyjny zupełnie w Polsce nie istniały. Oprócz ograniczeń była też dyskryminacja. Firmy prywatne mogły sprzedawać swoje wyroby tylko i wyłącznie zakładom i sklepom prywatnym. Nie była możliwa sprzedaż do ówczesnych firm państwowych, chyba, że za specjalnym zezwoleniem. Zakłady prywatne miały też zdecydowanie wyższy podatek dochodowy niż firmy państwowe. Jego wysokość zmieniała się bardzo często. Pamiętam, że najwyższy podatek dochodowy, jaki płaciłem w tych czasach wynosił  85 procent od zysku. Czyli jak  zarobiłem 10 000 zł, to musiałem odprowadzić 8 500 zł podatku dochodowego i  zostawało mi 1 500 zł. Teraz narzekamy, że płacimy 19 procentowy podatek dochodowy – zauważa.

Można było mieć dolary, ale...
Działając w branży motoryzacyjnej Piotr Giermaziak musiał kupować surowce za granicą, ponieważ bibuły filtracyjnej, koniecznej do produkcji filtrów nikt w Polsce nie produkował. Były dwie możliwości jej zakupu: z przydziału Centralnego Związku Rzemiosła (ok 50 kg raz na 2 lata) lub zakup za dolary bezpośrednio u zagranicznego producenta.  - Był taki ciekawy i dziwny przepis, który wydaje się dziś zupełnie abstrakcyjny. Mówił on, że  wolno było mieć dolary, ale nie można było ich kupować. Banki ich nie sprzedawały, a zakup od osób prywatnych był przestępstwem. Jak ktoś jednak miał dolary, to mógł za nie kupić surowce do produkcji albo pójść do sklepów Pewexu i Baltony,  kupić  dżinsy Wranglery, paczkę papierosów Malboro, szynkę Polish Cham lub gumę balonową Donalda.  Był to czas “cinkciarzy”, którzy stali przed Peweksami i handlowali dolarami. Trzeba było naprawdę uważać, aby przy takiej transakcji zakupu nawet jednego dolara nie wpaść w ręce policyjnych tajniaków, bo przesłuchania i kłopoty były wtedy pewne. Takie to były czasy – opisuje Piotr Giermaziak.

W socjaliźmie jedna rzecz była o wiele lepsza niż obecnie
Przedsiębiorca wspomina, że gospodarka planowa, którą prowadziło polityczne kierownictwo państwa polskiego polegała między innymi na tym, że urzędnicy planowali wszystko, co można było zaplanować: np. ile ma być w Polsce sklepów z odzieżą, ile  wyprodukować  rowerów, samochodów, spodni,  ile  jedzenia itd. itd. W końcowym efekcie popyt zawsze znacznie  przewyższał podaż, czyli innymi słowy wszystkiego brakowało. - Był to okres, kiedy u rzeźnika często były tylko puste haki, a w sklepach “załatwiało się” wszystko poczynając od papieru toaletowego, na materiałach budowlanych kończąc. W związku z taką sytuacją, jak już ktoś miał zezwolenie na produkcję czegokolwiek oraz miał maszyny i surowce, to nie musiał się martwić o zbyt, bowiem  wszystko można było sprzedać.  Dzisiaj ta wiadomość brzmi nieprawdopodobnie, bo teraz jest dokładnie odwrotnie – zauważa Piotr Giermaziak. Dodaje, że najtrudniejszym elementem biznesu jest obecnie znalezienie klienta i sprzedaż wyprodukowanego towaru, gdyż wszyscy przedsiębiorcy doskonale wiedzą, że firma żyje tylko i wyłącznie z tego, co sprzeda, a wcale nie z tego co wyprodukuje lub kupi.

Wykorzystać czasy
Kiedy nadszedł rok 1989 i związane z nim zmiany społeczno polityczne Piotr Giermaziak był członkiem Spółdzielni Rzemieślniczej w Gostyniu, gdyż działając pod jej szyldem mógł płacić uprzywilejowaną stawkę podatku dochodowego - 45%. - Czyli mi się to opłacało. Zachodzące zmiany nie były początkowo traktowane przez nas rzemieślników, jako wielka szansa na rozwój przedsiębiorczości. Wcześniej bowiem już wielokrotnie, jako Polacy występowaliśmy przeciwko socjalizmowi i dyktaturze Związku Radzieckiego,  mam na myśli rozruchy w latach 1956, 63, 78, oraz inne. Wszystkie one były krwawo tłumione, po czym państwowy socjalizm powracał na swoje miejsce. To sprawiło, że duża część kolegów rzemieślników traktowała te wydarzenia jak kolejne bunty, które niczego nie zmienią lub co gorsza mogą spowodować inwazję wojsk radzieckich na Polskę. Postanowili więc przeczekać – wspomina przedsiębiorca. Był wtedy stosunkowo młodym, 32 - letnim  przedsiębiorcą. - Nie miałem żadnych wcześniejszych doświadczeń związanych z protestami. Wydawało mi się po prostu, że trzeba jak najszybciej wykorzystać nowe czasy. Od samego początku, kiedy pewne ograniczenia zostały zlikwidowane – na przykład dotyczące wielkości zatrudnienia, handlu z firmami państwowymi, dostępności do dewiz, zacząłem się rozwijać – mówi Piotr Giermaziak. Okazało się, że była to dobra decyzja, ponieważ nie było i do dzisiaj nie ma powrotu do starych czasów.

Całkiem nieźle to się udało
Pierwszy zakład rzemieślniczy Piotr Giermaziak założył w Gostyniu w 1982 roku przy ulicy Polnej 23. Od kolegi wynajął małe pomieszczenie, pralnię – 13 metrów kwadratowych. - Tam rozpocząłem  produkcję filtrów. Najpierw sam, potem zatrudniłem jednego pracownika – wspomina. W 1984 roku przeniósł firmę do większych pomieszczeń po byłej stajni przy ulicy Wolności 25, obecnie Jana Pawła II. Po kolejnych dwóch latach ukończył budowę pierwszej własnej, małej hali produkcyjnej przy ulicy Wolności 77, gdzie później wraz z żoną wybudował dom. Następną siedzibą Filtronu był  już gostyński Poraj, gdzie przedsiębiorca wykupił pomieszczenia po składnicy materiałów budowlanych. Do dzisiaj znajduje się tam  Filtron. Doskonale rozwijającą się firmę, po 15 latach prowadzenia  biznesmen zdecydował się sprzedać. Transakcja odbyła sie w dwóch etapach. Pierwszym z nich była sprzedaż 75% udziałów w roku 1997 inwestorowi amerykańskiemu.  - Zatrudnialiśmy wówczas około 70 pracowników. Przez następne  3 lata pracowałem jeszcze  w Filtronie, jako dyrektor generalny - mówi Piotr Giermaziak. W roku 2004 roku sprzedał pozostałą część udziałów Amerykanom. - W międzyczasie założyłem Spółkę Auto ABC, zajmującą się sprzedażą części zamiennych do samochodów osobowych. Doszliśmy bowiem w Filtronie do wniosku, że skoro sprzedajemy filtry dużym hurtowniom, to warto byłoby mieć swoją hurtownię oferującą części samochodowe – wspomina biznesmen. Spółka Auto ABC rozwinęła się najbardziej, gdy już nie pracował w Filtronie to mógł poświęcić jej więcej czasu. W najlepszym okresie, w ramach jej struktury działało 10 niezależnych hurtowni motoryzacyjnych zlokalizowanych w największych miastach Polski. - Po kilku latach sprzedałem tę spółkę polskiemu inwestorowi z branży – mówi Piotr Giermaziak.

Odpowiedź na potrzeby
Kolejny pomysł na biznes to Netbox, którego początki są związane z Filtronem. Po 1989 roku konkurencja filtrowa w Polsce zaczęła się mocno rozwijać. Aby uatrakcyjnić swoje wyroby Filtron postanowił pakować filtry w indywidualne, kolorowe kartoniki. - Nie mogliśmy znaleźć żadnej firmy poligraficznej, która podjęłaby się ich produkcji – mówi Piotr Giermaziak. Jest to  bardzo duży asortyment kartoników o często bardzo małej ilości z jednego typu. - W tej sytuacji zmuszeni byliśmy sami rozpocząć  produkcję kartoników dla własnych potrzeb. Amerykanie po kupnie Filtronu nie byli zainteresowani rozwojem produkcji kartoników i chętnie sprzedali mi dział poligraficzny. Wykupiliśmy więc 2 maszyny drukujące i przejęliśmy pracowników zatrudnionych przy tej produkcji – wyjaśnia. Było to w 2001 roku. Tak powstał Netbox. - Początkowo Filtron był jedynym klientem Netboxu, dziś kupuje około 20 procent jego produkcji i jest prawie 20 razy większą firmą, niż kiedy ją sprzedawałem – podkreśla Piotr Giermaziak.

Convert przerósł Netbox
Convert jest podobną konsekwencją Netboxu, jak Netbox  Filtronu. Kiedy Netbox zaczął produkcję pudełek na dużą skalę okazało się, że potrzebuje do produkcji bardzo różnych kartonów - o różnych wymiarach, gramaturach, parametrach wytrzymałościowych. – Podjęliśmy więc decyzję o  zbudowaniu firmy, która będzie zaopatrywała Netbox w różne surowce, ale też będzie sprzedawać je innym firmom poligraficznym – wyjaśnia Piotr Giermaziak. Tak w 2007 roku powstał Convert. - Pod względem wielkości sprzedaży jest to dziś większa firma, niż Netbox, mimo że działa na rynku zaledwie 7 lat - przyznaje Piotr Giermaziak.  

Zasługa pracowników
Piotr Giermaziak podkreśla, że tworzenie kolejnych, nowych przedsiębiorstw nie jest celem  łatwym do osiągnięcia. - Jedna z najważniejszych zasad biznesowych mówi, że zdolność do realizacji celów jest ważniejsza niż same cele. Innymi słowy: lepiej na początek  postawić sobie cel mniej ambitny i go zrealizować niż bardzo ambitny i nie doporwadzić go do końca. Żaden przedsiębiorca nie działa sam. Olbrzymią rolę odgrywają wszyscy współpracownicy. Trudno przecenić ich rolę. Żadna nasza firma nie powstałaby bez lojalnych, pracowitych i mądrych pracowników – przyznaje.

Fundacja “Absolwent”
Nie można w tym miejscu nie wspomnieć o Fundacji “Absolwent” założonej przez Małgorzatę Giermaziak, a która działa już od szesnastu lat. - Gdy sprzedaliśmy Filtron chcieliśmy zrobić coś trwałego dla młodzieży – mówi Piotr Giermaziak. Ponieważ Małgorzata Giermaziak jest z zawodu nauczycielką wybór padł na fundację, której głównym celem statutowym jest finansowe wspieranie młodzieży powiatu gostyńskiego, rozpoczynającej naukę na wyższych uczelniach. Rocznie przyznawanych jest 3 do 5 stypendiów, które studenci otrzymują  przez 10 miesięcy w roku przez pierwsze trzy lata nauki.  Do dzisiaj fundacja pomogła ponad 70 młodym ludziom, a kilku z nich obroniło doktoraty nauk humanistycznych i ścisłych.

Pomysł na przyszłość...
Jak przyznaje przedsiębiorca, w ostatnich dwóch latach założone przez niego firmy bardzo dużo inwestują w rozwój. - Dzieje się tak dlatego, że trójka dzieci chce pracować w rodzinnych przedsiębiorstwach. Córka Natalia i syn Wojtek ukończyli Poznański Uniwersytet Ekonomiczny. Natalia wraz z mężem Rafałem prowadzą dwie firmy w Poznaniu. Z kolei synowie chcą prowadzić spółki gostyńskie. Wszystkie są jeszcze w trakcie rozwoju i chyba będą w nim ciągle – mówi Piotr Giermaziak. Zaangażowanie się dorosłych  dzieci w biznes mocno pomaga spółkom i jest dla rodziców źródłem dużej satysfakcji. - Te okoliczności sprawiają, że naszym celem zawodowym jest prowadzenie i rozwijanie rodzinnych biznesów, których nie zamierzamy nikomu sprzedawać - zapowiada Piotr Giermaziak.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE