Kontrowersyjne plakaty. Użyte w kampanii antyaborcyjnej wbrew wiedzy autorki?

Opublikowano:
Autor:

Kontrowersyjne plakaty. Użyte w kampanii antyaborcyjnej wbrew wiedzy autorki? - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Kultura

Łono matki w kształcie serca, a w środku w pozycji embrionalnej położone jest zdrowy, pulchny, różowy płód, właściwie dziecko z pępowiną - takie plakaty i billboardy od kilku tygodni pojawiają się w polskich miastach - na przystankach autobusowych, ścianach budynków. Ostatnio znalazły się też w Gostyniu. Można je oglądać na budynku przy ul. Witosa (skrzyżowanie z ul. Kolejową) oraz przy deptaku - przy wejściu od ul. Tkackiej.

Akcja ma promować tzw. ideę pro-life, czyli sprzeciw wobec aborcji. Dziennikarze ogólnopolskiego portalu informacyjnego ustalili, że autorka rysunku jest przeciwna idei.

- Zdecydowanie nie zgadzam się i jestem przeciwna tej idei - oznajmia autorka na www.wyborcza.pl.

Antyaborcyjną kampanię, w której wykorzystano jej pracę, organizuje fundacja potentata branży okiennej.

W dużych miastach w Polsce plakaty przestawiające nienarodzone dziecko pojawiały się jeszcze w listopadzie. Miała to być odpowiedź środowisk antyaborcyjnych na trwające od 22 października tzw. strajki kobiet. Jednak nie przedstawiają obraz, do którego przyzwyczaiły wszystkich furgonetki organizacji pro-life. Płód na grafice jest ładny, pulchny i wygląda jak kilkumiesięczne dziecko, a łono ma kształt serca. Okazuje się jednak, że autorka grafiki nie wiedziała o użyciu jej pracy w kontekście antyaborcyjnym.

Tematem tajemniczych plakatów zainteresowali się autorzy strony "Beka z młodej sztuki". Chcieli ustalić, kto stoi za antyaborcyjną kampanią. Jak piszą - nośniki w całej Polsce (ściany budynków, autokary, stelaże) zasypane plakatami stały się orężem w dłoniach konserwatywnej kontrrewolucji przemycającej tezę, że osoby uczestniczące w strajkach to potwory, które chcą zabijać różowe, krągłe bobasy.

Ustalili, że autorką plakatu jest rosyjska ilustratorka Ekaterina Glazkova. Kobieta napisała na swoim instagramowym koncie, że nie wiedziała o wykorzystaniu jej pracy do akcji propagandowej przeciwko aborcji. Dodała, że ta grafika miała wyrażać radość macierzyństwa, ale nie macierzyństwa wymuszonego, w którym nie można mówić o żadnej miłości i radości.
 

- Niezłą ironią losu jest, że największa polska kampania graficzna od wielu lat, która pochłonęła setki tysięcy złotych (będąc przy okazji nośnikiem propagandy prorządowej - a można było przeznaczyć to na realną pomoc dla narodzonych już dzieciaków z konkretnymi potrzebami) jest de facto ilustracją autorstwa kobiety, która publicznie opowiada się przeciw ekstremistycznej ideologii, w którą została nieświadomie włączona. Jak widać, nie pierwszy raz liczą się cele, nie środki – pisze autor postu na fanpage'u "Beka z młodej sztuki".

 

Poza tym na fanpage'u czytamy wyjaśnienie:

(...) autorka przerobiła swoją akwarelę i wstawiła na stocka. Licencję kupiła antichoice'owa fundacja, zapewne bez zasięgnięcia informacji o intencjach autorki (są cytowane w poście). Istnieje podejrzenie, że nie została w żaden sposób powiadomiona, że jest to ogromna outdoorowa kampania wykorzystywana właśnie w tym momencie politycznym w Polsce. Na żadnym nośniku nie jest podana autorka, jedyne Fundacja, która sfinansowała kampanię. Być może sprytny prawnik dałby radę coś wywalczyć, gdyby autorka zdecydowała się na pozew o naruszenie integralności utworu (tj. wykorzystanie grafiki zupełnie na przekór intencjom autorki) + ciekawe jaką licencje wykupiono w przypadku tej historii. Jednak sendo postu nie jest o tym - ale o obskuranctwie Fundacji, która nie umie ogarnąć, że kampanię opiera na grafice autorki, która opowiada się za wyborem.

źródło: Beka z Młodej Sztuki

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE