Proszę przestrzec ludzi przed takimi lekarzami

Opublikowano:
Autor:

Proszę przestrzec ludzi przed takimi lekarzami - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Artykuł opublikowany w numerze 08/2017 Życia Gostynia 

- Lekarze mi chyba brata do grobu zabiorą. Ja tego nie wytrzymam. Proszę ostrzec ludzi przed takimi konowałami. Oni kamienie na polu powinni zbierać, jedni i drudzy, łącznie z pogotowiem. Mam do nich strasznie pretensje, bo brat mógł być 24 godziny wcześniej w szpitalu. Żeby ten lekarz w szpitalu chociaż mnie wysłuchał, a nie rozłączył się, a potem mnie pozbył, jak natręta – mówi wzburzony gostyniak. Mężczyzna przez kilka dni bezskutecznie próbował uzyskać pomoc dla swojego brata. Stan 67-latka pogarszał się z godziny na godzinę.

Ta historia pokazuje, że dla służby zdrowia, o czym często opowiadają rozżaleni pacjenci, nie liczy się człowiek, ale przepisy. W sytuacji, w której znalazł się gostyniak, żadna z osób, które powinny nieść pomoc, nie wykazała zainteresowania. Odsyłano go i lekceważono.

Trzy tygodnie temu do Gostynia z Piasków przyjechał brat gostyniaka. Skarżył się na to, że „coś strzyknęło mu w nodze”. Z kotłowni, w której rozpalał ogień, 67-letni mężczyzna wychodził po czworakach, taki czuł ból. Pan Jan ma endoprotezy w biodrach. – Jest taki, że nie skarży się, nie chce głowy sobą zawracać. Jednak następnego dnia zadzwonił do mnie, że mam przyjechać, bo nie może się ruszać. Przywiozłem rehabilitantkę, która stwierdziła, że wyskoczył mu staw. Wstawiła go i brat poczuł się lepiej, chociaż wiadomo, że od razu nie przestało boleć – opowiada pan Janusz. Od tego czasu mężczyzna poruszał się o kulach. Minął jednak tydzień, a nie przestawało boleć. Umówiono więc prywatną wizytę u ortopedy. Ten sprawdził nogę, zlecił wykonanie zdjęcia, jednak wyjeżdżał, więc rtg musiał skontrolować ktoś inny. Rodzina zadzwoniła w tej sprawie do lekarza w Poznaniu, który przeprowadzał 7 lat wcześniej operację związaną z endoprotezami. Ten sprawdził zdjęcie i stwierdził, że wszystko jest w porządku. Jednak sugerował, że mogło dojść do zapalenia lub utworzenia krwiaka.

Nie było z nim kontaktu

Pan Janusz zabrał brata do swojego domu w Gostyniu. - Zadzwoniłem do doktora rodzinnego, przyjechał Kaliszan z Piasków, zapisał mu zastrzyki, które podawała pielęgniarka. Brat skarżył się, że boli go noga, kręgosłup. Przyjechał jeszcze raz rodzinny i mówi, że musimy zrobić zdjęcie miednicy i kręgosłupa – mówi gostyniak. Chory już nie był w stanie chodzić. Lekarz wypisał zlecenie na karetkę transportową. Zdjęcie wykonano, oceniał je chirurg. – Ten przejrzał, stwierdził, że nic nie widzi, choć kręgosłup jest strasznie zmęczony życiem. Brat miał do końca wziąć zastrzyki. Przedwczoraj zauważyłem, że coś jest z nim nie tak. Nie jadł od kilku dni, przestał pić, a od wczoraj nie ma z nim kontaktu. Obawiałem się, czy czasem te zastrzyki nie mają na to wpływu – opowiada pan Janusz. W czwartek 16 lutego gostyniak pojechał po pomoc do pogotowia ratunkowego. – Powiedzieli, że są od wypadku, a nie od takich rzeczy i mam jechać do szpitala, bo tam jest dyżur i zgłosić wizytę – relacjonuje. Zadzwonił do gostyńskiego szpitala, recepcjonistka połączyła z dyżurującym lekarzem. – Nie wiem, jak się nazywał, bo nie chciał mi powiedzieć. Zacząłem tłumaczyć, ale powiedział, że mam przywieźć brata. Mówiłem, że nie przywiozę, bo nie może się ruszyć. Lekarz powiedział, że mam dzwonić na pogotowie i wyłączył telefon – mówi gostyniak. Mężczyzna wziął więc zastrzyki i pojechał na izbę przyjęć. Lekarz podobno wtedy z izby wychodził. Pan Janusz rozmawiał z pielęgniarką. – Powiedziałem, że mam te zastrzyki, proszę, żeby doktor ocenił, czy mogą mieć wpływ na takie zachowanie brata, bo nie ma z nim kontaktu – relacjonuje. Pielęgniarka kazała wejść gostyniakowi do gabinetu, jednak lekarza w nim nie było. Miał cierpliwie czekać, więc czekał. Po półgodzinie wrócił lekarz, przyjął pacjenta. – Mną się nie interesował. W drzwiach mnie przyjął, bo znowu wychodził. Pokazałem zastrzyki i tłumaczyłem. A on na to: „niech mi pan nie opowiada, bo nie mam czasu”. Stwierdził, że jedne są chyba przeciwbólowe, drugie przeciwzapalne, a z trzecimi nie miał do czynienia. Mówiłem, że z bratem nie ma kontaktu i mam obawy, czy podać mu rano zastrzyk. Kazał przywieźć go na badanie krwi. Mówiłem znowu, że go nie przywiozę, to stwierdził, że mam dzwonić na pogotowie i poszedł sobie – stwierdza mężczyzna.

Płakał z bólu

W piątek rano pielęgniarka widząc, jaki jest stan pacjenta, nie podała zastrzyku. Brat ponownie wezwał na wizytę domową lekarza rodzinnego. Zadzwonił też do naszej gazety. Był zrozpaczony, tym, że nie ma znikąd pomocy. Pojechaliśmy na miejsce. Zaraz po wejściu do domu słychać było jęki człowieka. Zdenerwowany pan Janusz opowiedział historię, pokazał też, w jakim stanie jest jego brat. Mężczyzna leżał w łóżku. Nie szło się z nim porozumieć, płakał z bólu. – On chyba wpadł w silną depresję. Wcześniej zachowywał się normalnie, bolało go biodro, ale szło z nim rozmawiać, a teraz tak wygląda. Od wczoraj stan jest tragiczny – przyznał. Sugerowaliśmy, aby wezwał karetkę. – Karetka mi go nie weźmie. Nie wiem, co mu jest, nie jestem lekarzem, ale czemu tak gwałtownie stan się pogorszył? – zastanawiał się brat. Był zbulwersowany zachowaniem lekarza na izbie przyjęć, którego pytał, czy na stan brata mogą mieć zastrzyki. – Pozbył mnie, jak psa – stwierdził. O godzinie 12.00 miał do pana Jana przyjechać ponownie lekarz rodzinny. Po tej kolejnej z rzędu wizycie, mężczyzna trafił do szpitala w Gostyniu, a następnie w Lesznie.

Mam straszne pretensje

- Brat jest w bardzo ciężkim stanie. Najprawdopodobniej to nerki, zatrucie od zastrzyków. Sprawa jest bardzo poważna bardzo poważna sprawa, coś z mózgiem najprawdopodobniej się też stało. W piątek lekarz rodzinny potraktował go jak nie wiem kogo. Zrzucił skierowanie na stół skierowanie do szpitala i na transport, popatrzył na niego i nie potrafił powiedzieć, co się dzieje – przyznał pan Janusz. Gostyniak pojechał załatwić transport, jednak karetka była zadysponowana do Leszna, miała być dopiero około godziny 16.00. Brat, widząc, że stan chorego jest coraz gorszy, zadzwonił na pogotowie ratunkowe. – Powiedziałem, jak wygląda sytuacja, że mam skierowanie do szpitala, żeby go przewieźli. Odmówili – stwierdził. Jedynym ludzkim podejściem w sprawie wykazała się kobieta przyjmująca zlecenie przewozu karetką z przychodni przy ulicy Granicznej. Zrobiła wszystko, aby przyspieszyć transport. – Jednak brat mógł być przynajmniej te 3 godziny wcześniej w szpitalu, a w ogóle powinien być już kilka dni wcześniej. Czułem, że z tymi zastrzykami coś jest, bo jak brat zaczął je brać, gorzej się poczuł – opowiada. Pana Jana przewieziono najpierw do szpitala w Gostyniu, a następnie w Lesznie. – Tam lekarz mi powiedział, że w tym wieku, w ogóle nie powinien takich zastrzyków dostawać. Trzy tygodnie wszystko się ciągnie. Jestem po prostu bezsilny. Sobie zarzucam winę. Dobrze, że podjąłem decyzję, żeby nie podawać zastrzyku, bo gdyby go podano, to bym go na śmierć skazał – przyznał pan Janusz. Dodał, że lekarze przyjmujący brata w szpitalu zachowali się bardzo profesjonalnie. Najpierw podejrzewano wylew. Ostatecznie pacjent trafił do Leszna. – Mam straszne pretensje do tego lekarza z izby i rodzinnego, i pogotowia też. Nie wiem, czy nie zgłoszę tego do prokuratury. Brat mógł być 24 godziny wcześniej w szpitalu – mówi. Ostatecznie u pacjenta stwierdzono sepsę, stan jest bardzo ciężki. – Od osłabienia wszystkich narządów. Lekarz daje 10 procent szans na przeżycie. Przyczynę będą ustalać później – wyjaśnia pan Janusz.

Lekarz zrobił wszystko

Lekarz rodzinny pana Jana twierdzi, że zrobił wszystko, co należało, nie wie, dlaczego brat pacjenta ma pretensje. – Byłem na każde wezwanie, kierowałem do zdjęć, na konsultacje do chirurga, wysłałem do szpitala, bo stan się nie poprawiał. W piątek pacjent był trudnokontaktowy, dlatego skierowałem go do szpitala – przyznał Bernard Kaliszan. Pogotowie nie ustosunkowało się do naszych pytań.

*Imiona braci na ich prośbę zmieniono


Piotr Miadziołko, dyrektor SP ZOZ

Pytania dotyczące zachowania lekarza dyżurującego zadaliśmy dyrektorowi gostyńskiego szpitala.

(...) Po wyjaśnieniach uzyskanych od lekarza, wynika, iż brat pacjenta wcześniej rozmawiał z nim telefonicznie opisując stan zdrowia pacjenta. Lekarz dokładnie wsłuchując się w objawy oraz przyjmowane wcześniej leki przez pacjenta, poinformował, iż pacjent powinien bezwzględnie zostać dokładnie zbadany w szpitalu, gdzie są większe możliwości diagnostyczne i zalecił jak najszybciej wezwanie Zespołu Ratownictwa Medycznego. Brat pacjenta poinformował, iż Ratownictwo Medyczne odmówiło przyjazdu i po przybyciu na Izbę Przyjęć SP ZOZ w Gostyniu rozmawiał raz jeszcze z lekarzem pokazując mu przyjmowane leki przez pacjenta. Lekarz ponownie poinformował, iż pacjent powinien trafić do szpitala na diagnostykę oraz ewentualne leczenie. Niestety SP ZOZ w Gostyniu nie świadczy usług w zakresie ratownictwa medycznego. Równocześnie lekarz POZ – Nocnej i Świątecznej Opieki Zdrowotnej nie może udzielić wizyty kontrolnej w związku z wcześniej rozpoczętym leczeniem, nawet w swojej kompetencji nie może wypisać recepty na stosowane stałe leki w związku ze schorzeniem przewlekłym (takie informacje można uzyskać na stronie NFZ). Odnosząc się do informacji, w której podobno Ratownictwo Medyczne wyjeżdża tylko do wypadków – jest nieprawdą, ponieważ ZRM jest zobowiązany wyjechać po ówczesnej ocenie dyspozytora do każdego przypadku w stanach nagłych, które mogą prowadzić do istotnego uszczerbku na zdrowiu. Również w ustawie o ratownictwie Medycznym opisany jest stan nagłego zagrożenia zdrowotnego – stan polegający na nagłym lub przewidywanym w krótkim czasie pojawieniu się objawów pogarszania zdrowia, którego bezpośrednim zastępstwem może być poważne uszkodzenie funkcji organizmu lub uszkodzenie ciała lub utrata życia, wymagający podjęcia natychmiastowych medycznych czynności ratunkowych i leczenia. Z informacji uzyskanych od redakcji wynika, iż stan pacjenta się pogorszył, kontakt z nim jest trudny, tym bardziej był to stan, w którym ZRM zobowiązany był udzielić pierwszej nagłej pomocy. Niestety, w obecnym systemie opieki zdrowotnej (co jest przykre) nie wszyscy pacjenci potrafią się w nim poruszać. Wynika to z ciągłych zmian, przepisów, udowadniania sobie nawzajem kompetencji, itp. (...)”

Szpital w ubiegłym roku w ramach nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej (czyli od poniedziałku do piątku w godz. od 18.00 do 8.00 oraz w dniach wolnych i świątecznych) udzielił 15 526 porad, w tym 256 porad domowych lekarskich, w styczniu 2017 – 1 585 porad, w tym 25 domowych

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE