Rafał został Ironmanem

Opublikowano:
Autor:

Rafał został Ironmanem - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Najpierw trzeba przepłynąć 3 kilometry i 800 metrów na pełnym morzu, później wskoczyć na rower i przejechać 180 kilometrów, na koniec bieg – pełen maraton, czyli 42 kilometry. Na wszystko jest 16 godzin. Kto nie zdąży – odpada.

Artykuł opublikowany w numerze 47/2014 Życia Gostynia

 

Na starcie Ironmana Barcelona stanęło w tym roku 2 i pół tysiąca śmiałków z całego świata. Wśród nich, z numerem startowym „1383” Rafał Pluta – pochodzący z Dąbrówki w gminie Borek Wlkp., od 10 lat mieszkający z żoną w Vias na południu Francji. Na mecie triathlonista zjawił się w rewelacyjnym czasie 12 godzin 31 minut i 57 sekund.

Nie jest źle
Ironman Barcelona należy do jednych z najtrudniejszych traithlonów na świecie. Osiągnięciem jest już jego ukończenie. Taki cel postawił sobie Rafał Pluta, kiedy stanął na starcie 5 października. Ze względu na deszcz i burze przesunięto go o pół godziny. O 9.00 pierwsza grupa, „elita mężczyzn”, weszła do Morza Śródziemnego, kilka minut po nich kobiety. Potem, co 3-4 minuty następne grupy. - Ja wszedłem o 9.20. Pierwsze myśli, to nie dać się sfiksować adrenalinie, która była wiernym towarzyszem. Płynąć swoje, dobrym rytmem. Morze było spokojne, więc płynęło się dobrze. Liczyłem na godzinę i 30 minut, ale wyszło godzinę 51 minut. Pomyślałem, „nie jest źle”, tym bardziej, że czułem się bardzo dobrze – relacjonuje Rafał Pluta. Po pokonaniu morza, kolejny etap trójboju – jazda na rowerze. - Po zabraniu roweru ze strefy, spotkanie z żoną przez kilka sekund. Jej słowa: „Jest super mężuś i pamiętaj, że Ironman zaczyna się podczas biegu". Święte słowa – przyznaje sportowiec.

Samotna walka
Do przejechania miał 180 kilometrów, chciał je pokonać spokojnie, jadąc średnio 30 km/h. Wyliczył sobie, że jeśli dystans pokona w 6 godzin, będzie naprawdę zadowolony. - W głowie miałem słowa pewnego triathlonisty: „Ironmana nie wygrasz na rowerze, ale możesz go tam przegrać". Po kilkunastu kilometrach czułem się tak dobrze, że prędkość była większa, niż zakładałem. Trasa super z kilkoma wzniesieniami, więc można było mocno naciskać na pedały – opowiada Rafał Pluta. W połowie dystansu dostał upomnienie od sędziego za jazdę w grupie, co przy dystansach długich triathlonu jest zakazane. Za kilka upomnień trzeba opuścić wyścig, więc trzeba przestrzegać zasad. - Niestety miejscami było tak ciasno, że nie można było jechać inaczej. Zresztą nie byłem jedynym, który został upomniany. Nie ukrywam, że w grupie jedzie się o wiele szybciej i lżej. Ale triathlon to samotna walka samego ze sobą – przyznaje sportowiec. Pogoda dopisywała, kilometry uciekały. – „Siedzenie bolało". Trzeba pamiętać o odpowiednim piciu i jedzeniu w trakcie jazdy. Nawet jeśli nie czuć głodu i pragnienia, wciskać w siebie batoniki i żele sportowe, bo potem może być za późno – stwierdza Rafał Pluta. Ostatnie 3 kilometry pokonał rozluźniony, myślał o maratonie. - W strefie rowerowej „dałem plamę”, bo za wcześnie odpiąłem kask i znowu upomnienie. Potem już tylko szybka zmiana butów, łyk wody i w drogę, bo do pokonania 42,195 kilometrów. Wielokrotnie już pokonałem dystans maratoński, ale ta lekcja była wyjątkowa. Do pokonania 4 pętle. Pierwsze półtora kilometra super. Kilka słów z żoną i jej córką Niną, które stały na trasie i mnie dopingowały. Jeszcze byłem uśmiechnięty – wspomina triathlonista.

Koszmar i masakra
Do 11. kilometra bieg toczył się dobrze. Trasa była płaska, wytyczona wzdłuż plaży. - Na 22. kilometrze spotkanie z żoneczką, mała puszka coli i w dalszą drogę. No, a potem się zaczęło. Trzecia pętla, to jakiś koszmar, masakra. Skurcze dawały mi się już we znaki, problem z żołądkiem. Niestety często tak bywa, że przy dużym wysiłku żołądek sprawia problem. To było najdłuższe 11 kilometrów, w trakcie których „wyrzuciłem” wszystko, co zalegało w żołądku do kosza. Ale po tym poczułem się o wiele lepiej, lżej, bez kłucia w brzuchu, co dało dobry efekt podczas ostatnich kilometrów – przyznaje Rafał Pluta. Umówił się z żoną przed metą. Myślał, że jeszcze porozmawiają. - Ale niestety mózg nie funkcjonował już tak, jak powinien. Trudno, to opisać, czy opowiedzieć – mówi.

Pustka w głowie
Meta. – Pięknie - kiedy po prawie czterech kilometrach pływania, 180 kilometrach na rowerze i 42 kilometrach maratonu, wbiega się na niebieski dywan z napisem „IRONMAN”. Dookoła światła, ludzie krzyczący i bijący brawo. Nie myślałem o niczym, pustka w głowie. Patrzyłem na zegar odliczający czas. Zapamiętałem spikera z mikrofonem, który tuż przed metą przybił piątkę, łzy, które spływały, a nad którymi i tak nie miało się kontroli. Radość, szczęście i niedowierzanie, że tego dokonałem – przyznaje Ironman Rafał Pluta. Czas 12 godzin 31 minut 57 sekund. Ironmana w Barcelonie nie ukończyło około 700 osób. - Podziękowania dla żony za wszystko - ona wie!!! Tak jak o wszystkich moich marzeniach. Nawet czasem się śmiejemy, że szkoda, że nie jestem milionerem, bo przecież jest tyle ekstremalnie ciężkich imprez sportowych do zaliczenia, w których można by uczestniczyć: Marathon de sable, Triathlon Norseman w Norwegii, Trail Goretex 320 kilometrów Niemcy, Austria, Włochy i wiele, wiele innych – wylicza Rafał Pluta. Udział w każdej takiej imprezie kosztuje i to sporo. Ironman w Barcelonie, to wpisowe 500 euro (ponad 2 000 złotych). Do tego trzeba doliczyć koszty utrzymania na miejscu przez około tydzień.

Poprawi czas?

Na trasie w Hiszpanii Rafała wspierała żona Renata i jej córka Nina. Obie są bardzo dumne z jego osiągnięć. Wiedzą, jaką ciężką pracą udało mu się osiągnąć sukces. – Na mecie wzięłam kamerę i mówię: „Proszę, a teraz twoje oświadczenie: „na tym kończymy”. Odpowiedział, że „tak”, na razie ma dość Ironmana. Już na drugi dzień zdanie zmienił i stwierdził, że w przyszłym roku może poprawi czas o godzinę – śmieje się Renata Pluta. Po triathlonie w Barcelonie Ironman zdążył już wystartować w kilku innych imprezach sportowych. - Musi walczyć. Bardzo go podziwiam, że potrafi wszystko podporządkować bardzo ciężkim treningom. Ale jeśli chce się mieć wyniki, to konieczne. Mój mąż swoją ciężką pracą doszedł do osiągnięć, które dla wielu są tylko marzeniami – podkreśla Renata Pluta.

Izabela Skorzybót, fot. archiwum R. Pluta
 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE