Dzień operacji maleńkiej Nadii był jednym z najgorszym dni w życiu jej rodziny. - Jej stan był ciężki - mówi Mariusz Hoffmann, tata. Dziś dziewczynka przebywa już w domu i jak mówią jej rodzice - wręcz odżyła po pobycie w szpitalu.
Przypomnijmy, iż Nadia przyszła na świat w sierpniu 2019 roku w łódzkim szpitalu. Ciąża początkowo przebiegała prawidłowo. Rodzice dziewczynki zdecydowali się na badania prenatalne, podczas których usłyszeli, że ich dziecko urodzi się z wadą serca (Tetralogia Fallota). Operacja na otwartym sercu miała odbyć się w kwietniu 2020 roku. Koronawirus pokrzyżował plany i ostatecznie przełożono ją na 25 sierpnia. Rozpoczęto walkę o jej życie. Dziewczynce wszyto „łatę” o średnicy 12 mm w przegrodę międzykomorową i zastawkę serca. Siedmiogodzinną operację przeprowadził kardiochirurg dr Marek Kopala z zespołem specjalistów z ICZMP w Łodzi.
- Stan Nadii był ciężki. Lekarze stwierdzili, że „Fallot” był trudny do zoperowania. Najważniejsze były pierwsze doby po operacji - relacjonuje Mariusz Hoffmann.
Gdy dziewczynka podjęła swój pierwszy oddech bez respiratora, wtedy i rodzice odetchnęli z ulgą.
- Z dnia na dzień płynęły coraz lepsze wiadomości, Nadia nabierała sił i walkę o życie można było uznać za wygraną - stwierdza tata dziewczynki.
4 września rodzina była już w komplecie. Nadia cały czas nabiera sił i cieszy się z każdego dnia, chociaż początkowo doskwierał jej ból pooperacyjny i ząbkowanie. W przyszłości może czekać ją kolejna operacja.
Dziewczynkę można wspierać wpłatami na portalu Pomagam.pl. Środki będą przeznaczone na leki, wizyty u specjalistów oraz dojazdy.
O Nadii piszemy też w bieżącym Życiu Gostynia.