Znikną wędliny tradycyjne wędzone?

Opublikowano:
Autor:

Znikną wędliny tradycyjne wędzone? - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Szynki, kiełbasy czy polędwice wędzi się drewnem dębowym albo olchowym w komorze wędzarniczej. Na jej dole, pod wędlinami jest palenisko. Kładzie się drewno, rozpala ogień i zaczyna się wędzenie. To, jak długo kiełbasy będą w wędzarni zależy od upodobań smakoszy - jedni lubią mocno wędzone, inni bardziej surowe. Czas od 12 do 14 godzin. - Od dziada, pradziada tak właśnie konserwuje się mięso. Tyle pokoleń jadło mięsiwa wędzone drewnem i nikt od tego nie chorował, a teraz straszą rakiem - mówi Ryszard Marciniak z Zakładu Mięsnego w Siedlcu, który od lat prowadzi małą firmę, zajmująca się produkcją tradycyjnych wyrobów.

Artykuł opublikowany w nr 4/2014 „Życia Gostynia"

Nie chcą wędzić chemicznie
Afera wybuchła kilka tygodni temu. Okazało się, że Unia Europejska nakłada nowe wymagania dotyczące wędzenia tradycyjnego. Unijne przepisy, które mają zacząć obowiązywać we wrześniu regulują zawartość substancji smolistych w żywności. Aktualnie w kilogramie wędzonej wędliny lub ryby może znajdować się najwyżej pięć mikrogramów benzo(a)pirenu (substancje smoliste). We wrześniu dopuszczalna ilość ma zmniejszyć się  do 2 ug (mikrogramów). - To jest nie do osiągnięcia przy tradycyjnym wędzeniu drewnem - potwierdza zdanie innych producentów wędlin tradycyjnych w Polsce, Tomasz Marciniak z Siedlca, który razem z ojcem prowadzi zakład. Wymagania Unii najbardziej uderzą właśnie w takie małe firmy. Mogą doprowadzić nawet do tego, że znikną wędliny naprawdę tradycyjnie wędzone, a zakłady, takie jak ta z Siedlca, będą musiały zakończyć działalność. Bo po pierwsze nie stać ich na wyposażenie firmy w kosztowny sprzęt, po drugie nie chcą „wędzić” jak duże firmy, czyli za pomocą metod, które z prawdziwym wędzeniem nie mają nic wspólnego.

Pieniądze się nie wrócą
- Małe firmy nie będą miały prawa istnieć. Dlatego, że będziemy to samo produkować, co wielkie przedsiębiorstwa. Kto do nas przyjdzie? Praktycznie nikt - mówi Tomasz Marciniak. Wyjaśnia, że koszty wędzenia chemicznego, takiego jak zaleca Unia, są tańsze, niż tradycyjnego. Drogi (dla małych zakładów) jest sprzęt, który musiałyby zakupić - około 100 000 złotych. - To są straszne pieniądze, a kiedy się wrócą? Nie wrócą się przy takiej produkcji, jaką my robimy, czyli małe ilości - tłumaczy Tomasz Marciniak. Podkreśla, że w Siedlcu powstają mięsiwa dobrej jakości, bez grama polepszaczy, wypełniaczy, tradycyjnymi przyprawami, w 100 procentach z mięsa. - A oni nakłaniają, aby chemicznie robić. Dlaczego Unia nie zakaże sprzedaży papierosów, które wywołują raka? Zniszczą takich przedsiębiorców, jak my - stwierdza się Ryszard Marciniak. Zdaniem ojca i syna, jeżeli przepisy zostaną wprowadzone w Polsce, zostanie zniszczona najlepsza gałąź przemysłu mięsnego, czyli małe zakłady, które działają w Systemie Małego Obrotu (SMOL) Lokalnego. - To nasze źródło utrzymania, ale nie tylko o to chodzi. Ludzie coraz częściej decydują się właśnie na takie wędliny. Gdzie ci klienci pójdą? - zastanawia się Tomasz Marciniak. W powiecie gostyńskim w SMOL działa niewiele firm, może ich być około pięciu. Tradycyjnie produkują również firmy zajmujące się usługowym ubojem zwierząt. Też nie będą w stanie produkować tradycyjnych wędlin.

Nie mieli pojęcia
Najbardziej dziwi to, że właściciele małych firm nie mieli pojęcia o zmianach, jakie szykuje Unia. Nie było żadnych wiadomości na ten temat, nikt ich nie informował. - Nasi politycy zawalili sprawę. Dowiedzieliśmy się dopiero teraz z mediów. Myśmy pół roku temu przerobili zakład, aby wykonywać tradycyjną produkcję wędlin. Sporo zainwestowaliśmy. Nikt nic nie mówił o nowych wymogach. Gdybyśmy wiedzieli, nie inwestowalibyśmy, żeby za chwilę zamykać zakład. Fundamentem naszej produkcji jest wędzenie właśnie dymem naturalnym. To jest zdrowa żywność - podkreśla Ryszard Marciniak. Rodzinna firma została założona w 1994 roku. Cieszy się wśród mieszkańców powiatu dużym powodzeniem i bardzo dobrą opinią.

Najbardziej zaszkodzi Polsce
- To nie zaszkodzi innym państwom Unii, tak jak Polsce. My najbardziej wykorzystujemy metodę wędzenia. Inni suszą, peklują. Oni sobie poradzą bez tego wędzenia, ale u nas to nie przejdzie - stwierdza Tomasz Marciniak. Potwierdza tym samym opinie wygłaszane w mediach ogólnopolskich, że na zniszczeniu tej metody zależy najbardziej Francji i Niemcom, potentatom wędliniarskim. - To jest nasza tradycja. Zdrowa tradycja. Przecież do tej pory takie wędliny były uważane za zdrową żywność. Na targi po świecie je politycy wozili. Kiedyś ludzie dożywali sędziwych lat i jedli wędzone. Teraz choroby cywilizacyjne są od chemii, nie oszukujmy się - zauważa Tomasz Marciniak. I dodaje, że jeżeli nie wiadomo o co chodzi, to o pieniądze. - Każdy kraj dba o swój rynek - Niemcy, Francuzi. A Polska nie umie dbać o siebie? Mogą narobić wiele szkody. Ludzie stracą pracę. Podatki przecież tu płacimy. Może chcą zarżnąć rzemiosło, żeby weszła masówka - zastanawia się rzemieślnik. Dodaje, że w takich małych zakładach, jak jego i syna, wszystko musi odbywać się legalnie, przestrzegane są przepisy pracy i sanitarne. - Każdy dba, wie, że jest odpowiedzialny za zdrowie ludzi - podkreśla. - Nie mamy możliwości, żeby się bronić. Nie mamy władzy, poparcia. Ludzie, którzy rządzą powinni się wstawić za nami, także nasi lokalni włodarze w starostwie i gminach. Takie mały firmy są przecież kurami znoszącymi złote jajka - zauważa Ryszard Marciniak. Przyznaje, że w ostatnim czasie zaczął się szum w tej sprawie. - Nie wiadomo, czy nie za późno - zastanawia się.

Tradycyjne wędzenie wyróżnia nasz kraj na tle wszystkich innych europejskich państw. Stosowanie zamienników wędzenia zrówna nasze wędliny z jakością tych europejskich. Nie będziemy mieli się czym wyróżnić.


Poprosiliśmy starostę gostyńskiego o stanowisko w tej sprawie.

„Powiat gostyński słynie w kraju z produkcji rolniczej na wysokim poziomie. Wydajność w rolnictwie to przede wszystkim efekt gospodarności naszych mieszkańców. Na bazie rodzimych produktów, w tym przede wszystkim mięsnych i zbożowych, doskonale rozwija się przetwórstwo rolno-spożywcze, a marki producentów takich jak Konarczak czy Kaczmarek są rozpoznawalne w regionie.

Stąd jako starosta gostyński z pewnym zaniepokojeniem obserwuję planowane zmiany w unijnych przepisach dotyczące ograniczenia wędzenia wyrobów wędliniarskich. Z informacji, które w ogólnopolskich mediach udziela Główny Inspektor Sanitarny dowiadujemy się, iż nowe przepisy nie zabraniają wędzić, ale chodzi o taki proces technologiczny, który spowoduje, że tych szkodliwych substancji będzie jak najmniej. Zdaniem ekspertów przekroczenie norm może dotyczyć tylko kilku wyrobów wymagających naprawdę długiego procesu wędzenia.

Tym niemniej, samorząd powiatu gostyńskiego będzie cały czas monitorował sytuację. W tym celu zaprosiłem na spotkanie (w czwartek 23 stycznia) przedstawicieli zakładów rzeźnicko-wędliniarskich, aby poznać stanowisko osób, których planowane zmiany mają dotyczyć i wspólnie wypracować kierunki działania.”

Starosta Gostyński Robert Marcinkowski

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE