By choć na sekundę się uśmiechnęły

Opublikowano:
Autor:

By choć na sekundę się uśmiechnęły - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Artykuł opublikowany w numerze 52/2016 Życia Gostynia 

Wstaję o godzinie czwartej rano. Choć przyzwyczaiłem się do nietypowych godzin pracy dziennikarza, to nawet na tę profesję jest to dość dziwna, wczesna pora. Ale sen z powiek szybko schodzi, gdy pomyślę, że za kilka godzin będę uczestniczył w czymś najpiękniejszym z pięknych – pomocy chorym dzieciom. Bo taki cel wyznaczył sobie 41-letni Piotr Adamiak z Krobi, właściciel firmy ogólnobudowlanej, wraz ze swoimi pracownikami, współpracownikami i ich partnerkami. Postanawiam iść pieszo przez park, aby mieć rześki umysł, gdy będę rozmawiał z Piotrem i jego znajomymi. Spotykamy się przed jego domem na krobskim „Heimacie”. Ostatnia kontrola czy wszystko jest i jedziemy.

Podaruj dzieciom Gwiazdkę

W trzech samochodach podróżuje w sumie siedmiu Mikołajów: Piotr, Tomek, Szymon, Oskar, Michał, Norbert, Artur i trzy Śnieżynki: dwie Darie i Karolina. Jadę z Piotrem, który opowiada mi jak to się stało, że podróżujemy m.in. z ponad półtorametrową przyozdobioną choinką dla chorujących na raka maluchów znajdującą się na „pace” jednego z samochodów? Wyjaśnia, po prostu, że chce to zrobić z dobroci serca. Jemu w życiu już nic nie brakuje, ma wszystko, czego potrzebuje i chciałby teraz dać coś od siebie. Wszystko finansuje z własnej kieszeni. A członkowie ekipy zaangażowali się w rozdawanie prezentów. - Pomysł pomocy narodził się już w zeszłym roku, ale nie wypalił. W tym, szukałem szpitali onkologicznych w Internecie i tak znalazłem Wrocław. To jest nowy, niedawno przeniesiony szpital. Typowo dla dzieci – tłumaczy Piotr. Szpital we Wrocławiu, a konkretnie Klinika Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hematologii Dziecięcej „Przylądek Nadziei” w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu. Jest to jedna z najnowocześniejszych klinik onkologii dziecięcej w Europie. Przedsiębioraca i jego ekipa chcą uszczęśliwić najmłodszych, ale postanowienie o tym, które dzieci to będą dodatkowo umocniły w nim ostatnie wydarzenia w jego życiu. - Jedna nasza Śnieżynka zachorowała miesiąc temu na raka (…) i nie jedzie z nami, bo jest już po chemiach – opowiada mężczyzna o chorobie bliskiego członka swojej rodziny.

Magdalenka, sernik i jabłecznik

Sam wie również jak to jest być chorym, gdyż przez prawie pół życia choruje na cukrzycę. Bardzo zależało mu, aby w tym roku wszystko się udało, dlatego przygotowania zaczęli już w czerwcu (świadczy o tym na przykład specjalnie zapuszczona czteromiesięczna pofarbowana broda Artura – jednego z dwóch głównych Mikołajów). Przez Internet oraz lokalnie Piotr zamówił rzeczy, które chciałby podarować chorującym maluchom. - Wieziemy (…) misiaki-malarze, gadżety firmowe, słodycze. Mamy też soki i placki - wymienia zawartość trzech samochodów Piotr. Oczywiście 41-letni mężczyzna nie przyjechał od tak sobie do Wrocławia, bez wcześniejszego powiadamiania o swoich zamiarach. Wcześniej rozmawiał z kierownik kliniki, znaną lekarką profesor Alicją Chybicką. Lekarka bardzo chętnie przystała na akcję Piotra i jego ludzi. Dzięki spotkaniu z nią dowiedział się także na przykład, jakie placki przywieźć, aby mali pacjenci placówki mogli ich spróbować. Swoją akcję nazwali „Podaruj dzieciom Gwiazdkę”.

To się zdarza pierwszy raz

Czas spędzony na rozmowie w samochodzie sprawia, że droga szybko upływa. We Wrocławiu jesteśmy po około dwóch godzinach. Dojazd do kliniki trwa trochę dłużej, gdyż GPS prowadzącego Renifera - Szymona wiedzie nas okrężną drogą. Ale czasu mamy aż nadto. Wita nas Natalia Kusztal z sekretariatu medycznego „Przylądka Nadzieja”. Gdy widzi, co przyjechało w samochodach staje jak wryta. - Dzieci będą zachwycone. Pani profesor też­ - mówi uśmiechnięta młoda kobieta. Zaczął się rozładunek. Trwa sprawnie, ale do paczek z misiami potrzebne są dwa specjalne wózki. Mikołaje noszą, co cięższe prezenty, Śnieżynki rozkładają pieczywo i słodycze. Powoli do sali konferencyjnej schodzi się personel medyczny szpitala. Lekarze i pielęgniarki są zdziwieni wyglądem sali konferencyjnej wypełnionej po brzegi upominkami, w której będą za chwilę składali raport medyczny. Tym bardziej są zaskoczeni, gdy dowiadują się, że zawartość stołów należy również do nich i mogą się częstować do woli. Gdyż Piotr Adamiak ze znajomymi postanowił zrobić prezent także osobom pracującym w klinice. - Chcielibyśmy także złożyć wam życzenia: Zdrowych, Wesołych i Spokojnych Świąt (...) i Szczęśliwego Nowego Roku - mówił Piotr do zebranych na sali. Profesor Chybicka, które pojawiła się w placówce tuż przed godziną ósmą i wysłuchała raportu podziękowała darczyńcom. - Dzieci są najważniejsze. Ale miło, że pomyśleliście państwo o tych, którzy tym dzieciom pomagają. Za co bardzo gorąco dziękuję - oznajmiła lekarka. - Akcje dla dzieci odbywają się u nas dosyć często. Natomiast ja pracuję tutaj 41 lat i pierwszy raz zdarza się, że Mikołaj przyszedł także do zespołu. Po pierwsze, że zostali poproszeni na poczęstunek, że lekarze dostali po bombce. Naprawdę jest to szalenie miłe - dodaje na korytarzu Alicja Chybicka. Profesor podkreśla jak ważne są takie akcje dla pacjentów kliniki, dla których pozostanie w szpitalu na święta jest po prostu najtrudniejszym okresem w roku. Dlatego zwykłe pojawienie się ekipy Mikołajów i Śnieżynek z Krobi może być dla nich czymś cudownym.

Nie wszędzie możemy wejść

Po przerwie na kawę i „wbiciu się” od stóp do głów w mikołajowe stroje przez Artura i Oskara czekamy na sali na przyjazd pierwszych dzieci. Niektóre same przyjdą po prezenty, do niektórych trzeba będzie je zanieść do ich pokoi. I mamy zwycięzcę - kilkuletni Aleks wjeżdża na salę. Niestety nie zostaje zbyt długo, gdyż czekają go badania. Krótka rozmowa z Mikołajami, prezent w rączkę, różki renifera i świecący nosek na głowę i uśmiechnięty jedzie walczyć z chorobą. Ponieważ jest to dość wczesna pora, dlatego maluchy schodzą się pojedynczo. Cześć nieśmiało patrzy na Piotra i jego ekipę, część z ochotą podchodzi, bierze prezenty, a nawet siada na kolanach. Przy pomocy towarzyszących im rodzicom starają się zjeść choćby odrobinę ciasta lub kawałek piernika. Na chwilę przerywamy akcję w sali i jedziemy na oddział poprzeszczepowy. Tam nie możemy wejść z przyczyn medycznych, dlatego 17 kompletów prezentów wręczy pacjentom personel oddziału. Wracamy na salę i rozchodzą się kolejne upominki. Nadchodzi, być może najcięższy moment w trakcie całego dnia - wizyta w pokojach dzieci, które często są dla nich domem przez większą część roku. W niektórych dwuosobowych pomieszczeniach obowiązuje reżim sanitarny, w związku z tym, to co Piotra i jego znajomi przywieźli, odbierają rodzice lub przekazujemy pielęgniarkom. Do większości sal udaje nam się jednak wejść. Dzieci różnie reagują na naszą wizytę. Większość się cieszy. Są też takie, które mają obojętny wyraz twarzy lub nawet maluje się na nich złość. I widać, że nie są to emocje związane z tym, co robimy, ale po prostu nie mają siły się uśmiechnąć. Gdy w drodze powrotnej spytam osoby mi towarzyszące, jak odebrały pobyt klinice, usłyszę od jednej ze Śnieżynek, że to były właśnie najtrudniejsze chwile. Z kolei Karolinę najbardziej ściśnie serce, gdy zobaczy reakcję jednej z mam małego dziecka na słowa, które w każdym pokoju wypowiadał Oskar: „I do zobaczenia w przyszłym roku”. - Nie, za rok już nas nie będzie. Nie tutaj. Nie w szpitalu - mówi kobieta. Karolinie sądziła, iż matka miała na myśli przegraną jej dziecka w walce chorobą. Wyjaśniamy, że chodziło o miejsce, w którym jej pociecha spędzi święta. Miała nadzieję, że dziecko zobaczy Mikołaja, ale już we własnym łóżku, nie szpitalnym.

Tutaj każdy jest doceniany

Udajemy się do pokoju nauczycielskiego i przyległej do niego klasy lekcyjnej. Bo w klinice leczą się dzieci, które trafiają do niej na różnym etapie swojego życia i kształcenia. Czasami dopiero rozpoczynają naukę w pierwszych klasach szkół i trzeba zachować ciągłość nauczania. - Wiadomo, że do tych dzieci trzeba mieć inne podejście. Nie można też o wszystkim bezpośrednio rozmawiać. Momentami musimy być psychologami. Czasami wchodzimy, a ono nie ma na nic ochoty. Trzeba zrobić wtedy wszystko, aby je choć trochę zmobilizować. Tutaj każdy sukces jest doceniany. Nawet, jeżeli usiądzie na łóżku to już dostaje piątkę. Żeby mu się chciało - wyjaśnia Małgorzata Nowak, nauczycielka z Zespołu Szkół nr 13 w Samodzielnym Publicznym Zakładzie Opieki Zdrowotnej we Wrocławiu. Pedagodzy z tej szkoły kształcą pacjentów „Przylądka Nadzieja”. Dzieci otoczone są kompleksową opieką, zindywidualizowaną na ich potrzeby. - Wszystko to, co dziecko by miało w szkole macierzystej, ma tutaj jeszcze z nawiązką - mówi pedagog. Wychowawcy z Zespołu Szkół nr 13 mają oprócz wykształcenia nauczycielskiego ukończoną także pedagogikę leczniczą, aby pomagać zarówno dzieciom, jak i ich rodzicom przejść przez trudny okres w ich życiu. Ich pacjenci bardzo często odwdzięczają się po opuszczeniu placówki odwiedzinami, zaproszeniami na śluby i inne uroczystości, przysyłają zdjęcia, wpisują się do kronik szpitalnych. - Trudno jest stąd wyjść. Jest to tak magiczne miejsce, w którym praca daje taką satysfakcję, iż nie da się jej opisać - opowiada Małgorzata Nowak.

Może na zająca?

Kończymy obchód kliniki. Mieliśmy jeszcze zostać na Wigilii, w której uczestniczył będzie prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz. Zapada jednak decyzja o szybszym powrocie do domu. Misia-malarza dla włodarza Wrocławia zostawiamy do przekazania personelowi. Jeszcze jedno pamiątkowe zdjęcie z profesor Chybicką oraz drugie przed kliniką. Spotykamy na dworze małą dziewczynkę, która wygrała walkę z białaczką szpikową i jej mamę. Przyjechały tylko na wizytę. Kilkulatka także dostaje prezent. Wsiadamy do samochodów i odjeżdżamy. W połowie drogi między Wrocławiem a Krobią zatrzymujemy się na obiad. Zaczyna się dyskusja na temat tego, co wszyscy widzieli. Bardzo pozytywnie oceniają personel szpitala i sam jego wygląd, który nie przypomina typowych placówek medycznych. Nagle pada pytanie: „za rok powtarzamy akcję?” - Może na Wielkanoc? - rzuca jedna z Darii. - I co? Może za zająca będę przebrany? Już mnie w to nie wciśniecie - śmieje się Oskar. Nie wiedzą, jaka to będzie akcja, ale na pewno będą kontynuowali to, co zaczęli. (buj)

 

Piotr Adamiak i jego przyjaciele podarowali 75 dzieciom oraz personelowi „Przylądka Nadzieja”:

100 litrów soków

90 paczek z misiami, różkami reniferów i kolorowymi świecącymi noskami oraz balony

4 blachy placka: magdalenki, sernika i jabłecznika

Słodycze, pierniki, bombonierki

Kilka skrzynek mandarynek -

Każde dziecko dostało też certyfikat „grzeczności”.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE