Z norweską rybą za pan brat

Opublikowano:
Autor:

Z norweską rybą za pan brat - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Kultura

Stanąć przy globusie, na krańcu Europy, rzucać się śnieżkami w czerwcu, karmić orły, napić się kawy z reniferami, zobaczyć zorzę polarną A przede wszystkim łowić niespotykane okazy ryb, spojrzeć im w oczy i... wypuścić. Można? Można. Chociażby w Norwegii, gdzie kilka razy w roku docierają mieszkańcy Gostynia, którzy nieuleczalnie zachorowali na wędkowanie.

Tadeusz Prokop, były komendant gostyńskiej policji - obecnie na emeryturze, z Gostynia „ucieka” daleko, do Nordkapp. Nad wodę, do ryb „ciągnęło go” od dzieciństwa. Nic dziwnego - pochodzi z Góry Śląskiej, mieszkał w dorzeczu Odry i Baryczy. - Było blisko do jednej i drugiej rzeki. Przy Odrze są stawy zalewowe. Chodziłem wędkować już jako mały chłopiec - mówi.

W wędkowanie, a raczej połowy na większą skalę wkręcił go Marcin Biniakiewicz, były policjant KPP w Gostyniu, wraz z kolegami. 15 lat temu pojechali razem na pierwszą wyprawę na dorsze, na Morze Bałtyckie. Zgrali się w komendzie policji. Wyjazdy nad polskie morze odbywały się średnio co miesiąc. - Jeździliśmy do Łeby, mieliśmy wybrany kuter, słynący z udanych wyjazdów, połowów w atrakcyjnych miejscach. trwało to około 10 lat - opowiadają wędkarze. Zaznaczają, że wcale nie chodzi w tym o ryby, o mięso. - Satysfakcję i dużo frajdy mamy z samego holowania tych ryb na wędkę - podkreśla Marcin Biniakiewicz. Obaj twierdzą, że ludzie z pasją są więcej warci.

Marcin w 2010 r. z kolegą Andrzejem Szymoniakiem (nieżyjącym już pracownikiem gostyńskiej straży miejskiej) pierwszy raz przygotowali wyjazd do Norwegii. W tamtych czasach połowy w Skandynawii nie były tak popularne, jak dzisiaj. I zaczęła się przygoda. - Chcieliśmy spróbować czegoś nowego, odkryliśmy Skandynawię, w której się zakochaliśmy. Łowimy w Morzu Północnym, Morzu Barentsa, w Morzu Norweskim - w zależności od regionu Norwegii, na który dotrzemy - wyjaśnia M. Biniakiewicz.

Skandynawia ma swój urok

Jeżdżą własnymi samochodami głównie latem (czerwiec, lipiec), byli też na wyprawach zimowych (marzec, kwiecień). Wtedy można tam trafić na potężne dorsze, rzędu 20-30 kg. Wyjazdy trwają 2 tygodnie, ale w samej bazie wędkarskiej gostyniacy spędzają 10 dni. Zaliczają przeprawę promem przez Bałtyk. Mają za sobą też podróż przez ścianę wschodnią - z Polski przez Litwę, Łotwę, Estonię i Finlandię. - Skandynawia ma swój urok. Jest to jedna duża skała, porośnięta roślinami - im wyżej na północ kraju, tym ta roślinność jest uboższa - opowiadają.

„Pozytywnie zakręceni” na punkcie ryb przyznają, że magiczne widoki zapierają dech w piersiach: fiordy, lasy, wschodzące i zachodzące słońce, przyroda nietknięta ręką człowieka i dzika natura. Północna Szwecja, Norwegia, to bardzo mało zaludnione tereny - dziewicze, czyste. Jadący do bazy wędkarze widzą spacerujące łosie, renifery i inne zwierzęta. Podglądają ptaki, karmią orły. - Pozytywnie mnie zaskoczyła bardzo duża ilość grzybów w tamtych lasach. Rosną borowiki, kozaki. Tamtejsi mieszkańcy nie zbierają, a nawet jeśli, to jest też słabe zaludnienie i chyba nie są w stanie wyzbierać. Jest też sporo jagód - dodaje T. Prokop.

Marcin w Norwegii miał okazję obserwować zorzę polarną, kiedy był z kolegami na zimowej wyprawie, w marcu. To czas, kiedy można zobaczyć końcowy etap tego zjawiska. Początkowo myśleli, że to samoloty. - Mieliśmy niesamowite szczęście. W tym czasie prawdopodobieństwo obserwowania zorzy było naprawdę znikome. A jednak. oglądaliśmy ją przez 3 dni. Żadne zdjęcie nie odda tego, co widać w naturze. Przez załamanie światła pokazują się wszystkie kolory tęczy - opowiada. Wędkarze mówią o sobie, że są pozytywnie zakręceni. Wędkarstwo to uzależnienie i nieuleczalna choroba.

Na krańcu Europy

Podczas innej wyprawy dzięki Polakowi, mieszkającemu na wyspie, mieli okazję pojechać na Przylądek Północny w Norwegii, gdzie stoi słynny globus, oznaczający najdalej wysunięty skrawek Europy na północ.

- Ciężko było zrezygnować z łowienia, z tego dreszczyku emocji, jaki nam to daje. Ale być na końcu Europy? Niecodziennie to się zdarza. To wzięło górę. Pojechaliśmy tam. Zwiedziliśmy muzeum, byliśmy przy globusie. Z drugiej strony - niedosyt porzuconych połowów pozostał - opowiadają. W południowej części Szwecji, gdzie zjeżdżają z promu, latem panuje klimat podobny do tego w Polsce - ok. 20 st. C. Podróżują na północ. - Kiedy zbliżamy się do granicy z Norwegią, w środkowej Szwecji, następuje spadek temperatury do 0 st. C, a nawet niżej. Przejeżdżamy przez wzniesienie górskie, gdzie jest śnieg nawet w czerwcu. Rzucaliśmy się śnieżkami. A dalej, już za górami pomiędzy Szwecją a Norwegią temperatura wzrasta. Przez Prąd Zatokowy napływają ciepłe masy powietrza od oceanu - wspomina T. Prokop.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE