Architekt, z własnym biurem projektowym. Obiecywał złoty pierścionek

Opublikowano:
Autor:

Architekt, z własnym biurem projektowym. Obiecywał złoty pierścionek - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Kultura

Kinga - atrakcyjna dojrzała kobieta z powiatu leszczyńskiego, jak sama przyznaje, nie miała szczęścia do facetów. Przeważnie była sama, a kiedy na jej drodze stawali mężczyźni, to albo życiowi nieudacznicy, albo maminsynki. Tego, że nie byli przystojni, nie można im było zarzucić. Pod tym względem uważała. Ale kiedy dwa lata temu leżała w szpitalu po operacji, czuła się samotna. Nawet koleżanka je powiedziała: - Gdybyś miała kogoś, to odwiedzałby cię.

Zdesperowana założyła konto na portalu randkowym jednej z lokalnych stacji radiowych. Napisała szczerze o sobie, o swoich oczekiwaniach i... zapomniała o tym, dopóki nie zobaczyła, że ma 20 odpowiedzi. Sporo „ofert” od adoratorów zaraz skasowała: żonatych, małolatów, z Dolnego Śląska, rolników. - A ten robił najmniej błędów, to wśród adoratorów się uchował. Od początku wzrostem mi nie pasował, jestem wysoka - i chyba też skłamał też w tym temacie. Był nachalny, ale pomyślałam, że dam mu szansę - opowiada Kinga.

Architekt z Gostynia, z własnym biurem projektowym. Bezdzietny wdowiec, żona zmarła mu po 9 latach wspólnego życia. - Pomyślałam, że to cud - znaleźć kogoś, koło 40-tki, bez „ogona”, chociażby w postaci alimentów. Patrzyłam pod tym kątem, że wreszcie ktoś będzie miał dla mnie czas, nie będzie wymigiwał się widzeniem z dzieckiem, alimentami, sądowymi sprawami, które się ciągną latami - wyjaśnia dzisiaj Kinga. Umówili się na randkę.

Pierwszy raz spotkali się na parkingu pod jednym z marketów w Gostyniu. Wtedy wymyślił sobie, że wiezie kolegę, z nowotworem do Bydgoszczy na chemioterapię. - Anioł, nie człowiek - pomyślałam. Tylko, że po drodze cały czas SMS-y pisał. Jako kierowca, z chorym? Później mnie to zastanowiło - mówi Kinga. Tego samego dnia wieczorem poszli do restauracji. Utrzymywał, że nazywa się Adam Z. Był chudy, niski (nie pasował do Kingi), wcale nie przystojny czy urodziwy. Opowiadał o sobie, o tym, jak skrzywdziło go życie. Mówił, że kupi pierścionek za 13 tysięcy, że zabierze ją do Wenecji na wycieczkę. Kinga myślała, że „chwyciła Pana Boga za nogi”.

Co było dalej? Czytaj w bieżącym numerze „Życie Gostynia”

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE