Byłoby smutno i nieswojo, gdyby w lany poniedziałek w Zalesiu (gm. Borek Wlkp.) nie pojawili się „kuminiorze” - czyli grupa przebierańców, którzy chodzą od chaty do chaty, od gospodarstwa do gospodarstwa, aby domownikom spłatać psikusa, czasem bardzo mokrego. Ulgowo traktują tych, od których dostaną obfite dary.
Tradycja, która w wiosce trwa od mniej więcej 40 lat, musiała być zachowana. Zaczęło się wczesnym popołudniem - wtedy na spacer po wsi wyruszyła grupa przebierańców (młodzież z Zalesia) złożona z kominiarzy, dziada i baby, policjanta, pluszowego kota i ogromnego misia, który był wyjątkową atrakcją tegorocznego dyngusa w Zalesiu. Po wsi chodzili także ministrant i ksiądz. - Przyśpiewkę śpiewają i dary zbierają. Idum, idum kuminiorze! - opowiada jedna z mieszkanek Zalesia. - Panny zawsze są wodą oblewane, dziś to ksiądz kropidłem wymachiwał, obficie kropił, wody nie żałował - dodaje. W grupie byli też dwaj zbierający dary - z ogromnymi cylindrami. Przebierańcy od gospodarzy otrzymywali pieniądze i słodycze. Kominiarze smarowali węglem lub sadzą mieszkańców, a nawet przejezdnych, a to dzięki policjantowi, który zatrzymywał auta. Obowiązkowo trzeba było "wlepić" mandat. Z kolei baba z obficie i wyraziście umalowanymi ustami, chętnie całowała napotkane osoby. Każdy musiał mieć odciśnięte czerwone usta.