Ile jest warte życie ludzkie w gminie Borek?

Opublikowano:
Autor:

Ile jest warte życie ludzkie w gminie Borek? - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Artykuł opublikowany w numerze 10/2017 Życia Gostynia

Wśród mieszkańców gminy Borek znalazły się osoby, które uznały, że w działaniach, związanych z gaszeniem ognia, jakie miały miejsce w okolicy pod koniec stycznia, wzięło udział zbyt dużo jednostek strażackich. Sprawa dotyczy dwóch tragicznych wydarzeń. W Leonowie wybuchł pożar, w którym zginęła jedna osoba, a parę dni później w Skokowie zapalił się budynek gospodarczy, gdzie właściciel hodował szynszyle. Z kolei Grzegorz Marszałek komendant gminny OSP w Borku uważa, że do pożaru w Leonowie strażacy z Gostynia dojechali za późno.

- Są mieszkańcy, którzy mówią, że zbyt dużo jednostek na raz jedzie do zagrożenia, związanego z pożarem. Niektórzy nie są świadomi, że to nie burmistrz Borku wydaje polecenia, jakie jednostki straży ochotniczej mają wyjechać do akcji. Ktoś inny o tym decyduje, ktoś inny tym dysponuje – powiedział na ostatniej sesji rady miejskiej borecki włodarz Marek Rożek, który nie był zadowolony z protestów mieszkańców. – Lepiej niech pojadą 2 jednostki straży więcej, niż miałoby się stać coś tragicznego. A później ktoś by powiedział: a gdzie były pozostałe wozy strażackie? – dodał.

Burmistrz Borku, aby odrzucić skierowane ku niemu nieuzasadnione zarzuty „marnowania paliwa i sił itp.”, wysłał pismo do komendanta powiatowej straży pożarnej w Gostyniu, aby wyjaśnić sytuację oraz procedury, dotyczące dysponowania odpowiednimi siłami i środkami potrzebnymi do działań ratowniczo-gaśniczych przy danym rodzaju i wielkości zdarzenia. Chodziło o liczbę wozów i strażaków. Szef powiatowej straży pożarnej Tomasz Banaszak wyjaśnił, że po przyjęciu zgłoszenia o powstałych zdarzeniach, na stanowisku kierowania komendanta powiatowego (SKKP) musi kierować się wytycznymi i zasadami, które opracował komendant główny Państwowej Straży Pożarnej, w odpowiednim dokumencie. Te wytyczne zostały zaakceptowane przez Wielkopolskiego Komendanta Wojewódzkiego PSP.

Mogły spalić się zwierzęta

28 stycznia do komendy powiatowej wpłynęło zgłoszenie o pożarze w Skokowie, gdzie palił się budynek gospodarczego wraz ze zwierzętami. Wtedy dyspozytor, postępując zgodnie z przepisami, wysłał tam 2 pojazdy średnie z OSP w Borku i 1 samochód pożarniczy z OSP Karolew, a także 2 wozy gaśnicze z KP PSP w Gostyniu. – W tym konkretnym przypadku istniało realne zagrożenie dla przebywających w obiekcie zwierząt, co mogło stwarzać dodatkowe utrudnienia w prowadzeniu działań ratowniczo-gaśniczych. W ocenie tutejszej komendy, dysponowanie odbywało się we właściwy sposób – informował mł. bryg. Tomasz Banaszak.

Rożny był system alarmowania

Kilka słów do obecnych na lutowym posiedzeniu rady miejskiej przekazał także Grzegorz Marszałek, komendant gminny OSP w Borku. - W mojej 25-letniej kadencji dowodzenia OSP w naszej gminie system alarmowania mieliśmy różny. Nie chciejmy wracać do tego, co już się wydarzyło – powiedział. Przypomniał kilka wcześniejszych zdarzeń, związanych z gaszeniem ognia. W przypadku Borku nawiązał przede wszystkim do pożaru przy ul. Zdzieskiej, w którym zginęła jedna osoba. Wspomniał także o akcji w Małgowie (gm. Pogorzela), gdzie palił się budynek mieszkalny. – Wiemy, jaki jest system zabudowań w centrum Borku – domy stoją przyklejone jeden do drugiego. Kiedyś działaliśmy według zasady, że do pożarów najpierw miał jechać 1 pojazd z Krajowego Systemu Ratownictwa, aby strażacy zrobili rozpoznanie, co się pali i wtedy mieli zaalarmować następnych strażaków, którzy dojadą. To po co mieli jechać? Z kolei do pamiętnego zdarzenia w Małgowie dotarły jednostki z Borku i Gostynia, a wóz strażacki druhów z Głuchowa stał na miejscu, z 6 litrami wody. A mieli najbliżej – powiedział Grzegorz Marszałek. Komendant gminny OSP w Borku wspomniał też o innych skrajnych przypadkach, gdzie przy gaszeniu ognia sił i środków było za mało. Mówił o pożarze domu jednorodzinnego w Borku, kiedy w płonącym budynku spało kilkoro dzieci. - Babcia z dziadkiem wtedy zapobiegli tragedii, bo na miejsce dojechała tylko jednostka OSP Borek i państwowa straż pożarna z Gostynia – przypominał druh Marszałek. Relacjonując akcję gaszenia tegorocznego pożaru w Skokowie, zauważył, że to synowie (działający w OSP) pomogli ojcu w ratowaniu dobytku. - Wiaderkami gasili, a wodę czerpali z oczka wodnego – wyjaśniał Grzegorz Marszałek

Mieli kaca moralnego

Zaznaczył, że zasady dysponowania sił i środków podczas wezwania do akcji zmieniły się całkiem niedawno, dopiero w tym roku. - Długo zastanawialiśmy się, dlaczego do akcji nie są wzywane jednostki OSP z danej miejscowości, które mają najbliżej. Mieliśmy wtedy kaca moralnego – mówił Grzegorz Marszałek. Tłumaczył, że druhowie z OSP czuli się wtedy niepotrzebni, a zwłaszcza z tych jednostek, które posiadały samochody, gdyż były niedostatecznie wykorzystywane. Przyznał, że – aby mieszkańcy danej gminy czuli się bezpiecznie - długo starał się o zmianę zasad dysponowania strażaków do działań. Walczył o to, aby do pożarów jechały wszystkie pojazdy, które są w gminie – zwłaszcza w okresie żniw i do akcji gaszenia budynków mieszkalnych. - Po to kupowaliśmy wozy, aby jednostki OSP służyły mieszkańcom tej gminy. Jesteśmy jedną z niewielu gmin powiatu gostyńskiego, w której strażakom płaci się za wyjazdy – przyznał druh Grzegorz Marszałek. Zaapelował jednocześnie, aby społeczność boreckiej gminy nie przeliczała ratowania życia ludzkiego na pieniądze. - Gdybyśmy nawet zapłacili tym 6 strażakom, którzy pracowali w Skokowie, za 1 godzinę działania 72 złote, to co? Czy życie ludzkie w gminie Borek Wlkp. jest tyle warte? Chyba nie – mówił druh Marszałek.

Wreszcie jest tak, jako powinno być

Wyjaśnił, że działania, związane z opanowaniem ognia w Skokowie pod koniec stycznia zajęły 40 minut jednostce OSP Karolew, a 55 minut druhom z Borku. – Były tam to siły i środki, które w sumie dowożą 7 500 litrów wody. Jednostka z Borku ma szybkie natarcie. Na samochodach mamy tyle sprzętu, że nie wiadomo, który ma jechać. Wystarczyło, żeby nie było na wozie z Borku agregatu oddymiającego, a ogień mógłby się rozprzestrzenić. To wszystko się przyda. Sprzęt ma służyć w akcji, a nie stać w remizach. To, co powinno pojechać, znalazło się w Skokowie. Ustawienie agregatu oddymiającego spowodowało, że nie zginęły zwierzęta, które właściciel hodował w obiekcie – powiedział Grzegorz Marszałek. - Czy to jest słuszne działanie? Moim zdaniem, jako komendanta OSP w Borku, dyspozytorowi należy się medal. Wreszcie tak jest, jak powinno być. Wiadomo, że wóz PSP z Gostynia dojedzie do nas w ciągu pół godziny, kiedy jest dobry czas, kiedy są dobre warunki. Zimą trzeba się liczyć z tym, że gostyńskie jednostki pojadą wolniej – podkreślił. Jego zdaniem dyżurny zrobił bardzo dobrze, że zadysponował do gaszenia pożaru w Skokowie właśnie siły i środki z terenu gminy Borek, gdyż pod koniec stycznia na drogach było ślisko, leżał śnieg i był mróz. - A co by się stało, gdyby woda z hydrantu tam nie poleciała? Wszyscy pluliby teraz na mnie, że nie było czym gasić. Ile to trwało, aby szybko się pożar rozniósł? Tak jak w Leonowie – pracownicy ZAZ-u, kiedy przejeżdżali koło domu, nic nie widzieli. 20 minut później już był wybuch ognia, okna były otwarte. Czy warto prowadzić tę polemikę?- zastanawiał się Grzegorz Marszałek. Jego zdaniem do gaszenia pożaru domu jednorodzinnego w Leonowie strażacy dojechali za późno. Komendant gminny OSP w Borku próbował radnym wyjaśnić, dlaczego tak sądzi. – Tam też były 3 wozy, ale było nas za mało. Może nie zdajecie sobie sprawy, że nie siedzimy w remizach. My pracujemy, jesteśmy w terenie. Jeśli jest alarm dla 2 jednostek dla OSP Borek i Karolew, to na miejscu akcji znajdzie się 7 czy 8 strażaków z 2 samochodów. Oni wejdą do środka, ale muszą czymś dojechać. A gostyńscy mieli do pokonania 26 kilometrów. Wtedy też było ślisko – zaznaczył Grzegorz Marszałek.


40 minut zajęły jednostce OSP Karolew działania przy gaszeniu pożaru w Skokowie, a 55 minut trwał wyjazd na zdarzenie druhów OSP Borek

7 500 litrów wody w sumie na miejsce zdarzenia w Skokowie dowiozły wozy OPS Karolew i Borek Wlkp.


Grzegorz Marszałek, komendant gminny OSP w Borku Wlkp.:

Te ostatnie zasady alarmowania i dysponowania sił, które są wdrażane za czasów komendanta Banaszaka, są bardzo dobre. Tak powinno być. I nie przeliczajmy tego na pieniądze, gdybyśmy nawet zapłacili tym 6 strażakom za 1 godzinę działania 72 zł. Czy życie ludzkie w gminie Borek Wlkp. jest warte 72 zł? Chyba nie. Im więcej nas jest, tym akcja przebiega sprawniej. W Leonowie było nas za mało. PSP z Gostynia ma do pokonania trasę 26 km. Decyzja należy do mieszkańców gminy, do radnych - czy wy zamierzacie w inny sposób postępować?

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE